Rodzice pojechali w sobotę na działkę zamknąć sezon więc z J spędziliśmy wspólnie sobotni wieczór i niedzielne przedpołudnie. J przyjechał po pracy, wypiliśmy winko i było bardzo fajnie. Super, bardzo lubię jak u mnie śpi. Jak nie musi wieczorem jechać do domu. Jak zasypiamy obok siebie i budzimy się. Jak jak obudzę się w nocy On jest obok mnie. Tak sobie wtedy wyobrażam, że już jesteśmy małżeństwem. A rano wspólne śniadanko. Potem poszliśmy na zakupy, w mojej okolicy jest taki rynek co w niedzielę właśnie tylko działa. I wspólne robienie obiadu. J wymyślił gulasz węgierski z palckami kartoflanymi. Gulasz gotował J, a ja robiłam placki-pierwszy raz w życiu. Wszysko wyszło bardzo, bardzo pyszne. Bardzo się zawsze cieszę, jak to co ugotuję J smakuje. On też się cieszy, bo to mały łakomczuszek więc się cieszy, że jego przyszła żona dobrze gotuje.Niestey po obiedzie J ruszył do pracy, a ja sobie leniuchowałam. Naprawdę nie mogę się doczekać jak będziemy razem mieszkać, jak po pracy J będzie przyjezdzał do mnie.
A dziś znów idę na siłownię. W piątek zapisała się tez moja kolezanka. Wcześniej chodziłysmy razem, ale musiała przerwać treningi na kilka miesięcy. Teraz wróciła. Fajnie-we dwie zawsze raźniej. Minusem jest to, ze dłuzej schodzi, bo przeciez pośmiać się tez trzeba, ale w końcu śmiech to zdrowie. Fajnie, ze się zapisała. Teraz jeszcze chętniej będę chodzić. Co prawda po piątku do dziś jeszcze bolą mnie nogi, bo po urlopowej przerwie tak uczciwie pierwszy raz je ćwiczyłam, ale jak mówi J"to dobrze, jak boli to znaczy że rośnie" Ja jestem drobnej postury, raczej chudzinka więc chodzę na siłownię, by zbudowac masę mieśniową. I powiem, że efekty widać. Zanim trafiłam na siłownię, gdzie teraz chodzę przez kilka lat ćwiczyłam w fitnes klubie na moim osiedlu. Chodziłam na zajęcia pół na pół aerobowo-siłowe. Wydawało mi się, ze siłownia to nudy, a na takich zajęciach to w rytm muzyki się poskakało i trochę nad mięśniami popracowało. Potem jednak jakoś tak zaczęłam chodzić tam na siłownię. Ale nie podobała mi za bardzo atmosfera. Siłownia była mała, a ludzi duzo. Dodatkowo dziwny system godzinowo-cenowy tam był. Mniej się płaciło, za godziny 16-18 więcej 18-20. Te godziny totalnie mi nie pasowały-bo po pracy byłam tam ok 17 więc co to za trening godzinny, a znów zeby po pracy przyjść do domu i iść na 18 to mi sie nie chciało. Chodziłam więc głównie w weekendy. W końcu postanowiłam zmienic siłownię. Ponieważ jestem z natury nieśmiała to namówiłam kolezanke zeby się zapisała ze mną. Troche poszukiwania trwały, bo oprócz tego, zeby był to fajny klub wazna była cena. U nas jest bardzo duzo fitness klubów, ale te w centrum są dość drogie. Są "zrobione" na ekskluzywne salony odnowy, dla młodych i bogatych, nieraz bardzo bogatych. A szukałyśmy w centrum, bo mieszkamy na róznych osiedlach-więc szukałyśmy tak by każda z nas miała mniej więcej tyle samo drogi. W czasie tych poszukiwań trafiłam na jedną śmieszną, straszną siłownię. Tylko dla kobiet. Poszłam tam, a tam smród stęchlizny straszny, szatnia metr na dwa metry, a siłownia moze 5 na 5. Trenera zadnego-tylko jedna pani pod sześćdziesiątkę w "recepcji". Pytam się o trenera, a ona mówi, ze ona mi ćwiczenia pokarze!!!ja -oczy w słup. Dobra, machnęłam ręką. Idę ćwiczyć-a tam jedne steper, jeden rowerek, taki kręciołek do ćwiczeń na boczne mięśnie brzucha, jeden atlas i kilka hantli. Maszyny skrzypiące i rozklekotane. A ja zaaferowana wykupiłam karnet od razu na 2 miesiące-przed wejściem. Po "pseudo treningu" wychodząc odebrałam swoja kasę płacąc tylko za jednorazowe wejście. W sali obok zajęcia na piłkach prowadziła gruba instruktorka-jakbym miała taką trenerkę to zero motywacji. Po wyjściu nie mogłyśmy opanować śmiechu z tej "siłowni". Masakra.
W końcu znalazłyśmy fajną i nie tak drogą siłownię. Dodatkowo pracuje tam Mistrzyni Świata w Fitnessie i Kulturystyce, duzo mozna się więc od niej dowiedzieć i nauczyć. Chodzę tam od lutego i efekty widać!!! Tak mi się spodobało, ze jak miałam przerwe na wyjazd do Egiptu i potem troche nie ćwiczyłam, to juz nie mogłam sie doczekać jak wróce na trening. Wciągnęłam się na maksa . W pracy się dziwią, ze cały czas chodzę. Ale ja juz nie wyobrazam sobie zycia bez siłowni. Sposób odżywiania tez do siłowni dostosowuję i sen-bez tego nie byłoby takich efektów. Jak chodziłam na fitness to tak się tym nie interesowałam,a teraz wiem co wspomaga treningi, co jeść, pić czego nie jeść. No uzalezniłam się;)
Jutro jadę rano z kierownikiem "w delegację". Nie przepadam za takimi wyjazdami, ale trudno. Dobrze, ze na 2 dni, przewaznie takie wyjazdy mamy trzydniowe.
A w sobotę idziemy z rodzicami do przyszłych teściów, dogadać szczegóły wesela. Musimy z mama jeszcze zrobić w końcu listę gości z mojej strony.
No to się rozpisałam. Głównie o siłce wyszło;)
Miłego dnia i tygodnia i byle do następnego weekendu;)
G
P. S. Zdjęcie jest z netu-to nie ja.
to dobrze, że znalazłaś odpowiednia dla siebie siłkę ;) i co najważniejsze chodzisz z koleżanka.
OdpowiedzUsuńGratuluję wytrwałości :D Ja bym pewnie już odpuściła :D Pozdrawiam ;);* www.kinga-i-robert.blog4u.pl
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć tyle wytrwałości, żeby ćwiczyć :p mi się zwyczajnie nie chce, podziwiam :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że masz motywację by chodzić na siłownię:)
OdpowiedzUsuń