czwartek, 29 września 2011

Suknia wybrana

Generalnie suknia wybrana (choć jeszcze nie zamówiona).


Giovanna-czyli dwa w jednym, długa co robi się krótka. Kolor biały z amarantem, do tego odlotowy toczek, dwustronne bolerko i mam nadzieję, że sprowadzą mi amarantowe rękawiczki. Dodam jakieś super szpilki. Kolory nie są na 100% pewne, ale raczej takie, bo taką przymierzałam, a we wzorniku jakoś tak średnio te materiały mi się widziały. Przymierzałam tez ecrue z czarnym, ale ten amarant bardziej sexi. Podobała mi się ta suknia od początku, w necie ją widziałam, ale wcześniej w salonie jej nie było. Może to więc uśmiech losu, że teraz była. Nie byłam pewna, bo taka zupełnie inna, nie tradycyjna. Ale paradoksalnie przekonał mnie mail od siostry, która co prawda widziała kieckę tylko na zdjęciu, ale nie była nią zachwycona. Napisała, że to będzie mój dzień i sukienka ma mi się podobać, ja mam sie w niej dobrze czuć, generalnie ma byc spełnieniem moich marzeń. No a takiej właśnie szukałam więc nie ma co się wachać, że stare ciotki padna na zawał;) Podobała sie też najbardziej mojemu tacie, a druhna tez powiedziała, że w niej najlepiej wyglądam, (co prawda widziała mnie tylko w dwóch), ona by takiej nie wybrała, ale do mnie pasuje, (ciekawe co powie jak ona bedzie wybierać, ja tez na poczatku chciałam skromną;). Po prostu to kiecka dla mnie, pasuje do mojego temperamentu i charakteru. Narzeczonemu też się na pewno spodoba, bo on od początku, od razu mówił zebym miała krótką, bo długie mają wszystkie Panny Młode i potem nikt nie pamięta jaka była suknia, tylko, ze biała, a ja mam co pokazywać więc wymyślił sobie krótką. No a ta i taka i taka i jeszcze kolorowa. Powiem jeszcze, ze jak po niej przymierzałam całe białe to czegoś mi brakowało i jakoś tak łyso te kiecki wyglądały. Tak więc 9 czerwca 2012 będzie występować Gosia w odlotowej Giovannie;)Buziaki



wtorek, 27 września 2011

Kair i piramidy





Zostawię na chwilę temat sukien ślubnych, choć właśnie on dręczy mnie od soboty cały czas. Suknia, która trzeba by było zamówić do końca września raczej została wyeliminowana, a na jaką się zdecyduję to jeszcze nie wiem. I kiedy???Pewnie o wyborze napiszę.



Wracam do wakacji i wyjazdu. Z ciekwaszych rzeczy wykupiliśmy też wycieczkę do Kairu by zobaczyc piramidy. Było to postanowione jeszcze w Polsce, bo co to za podróż do Egiptu jakby się piramid nie widziało. Wyjechaliśmy z hotelu o 1 w nocy. Do Kairu jechaliśmy ponad 6 godzin, chyba nawet z 7. Ale, że jechaliśmy w nocy to spaliśmy i podróż jakoś specjalnie się nie dłużyła. sam kair-masakra. Brud, smród i ubóstwo. Specjalnie robiłam zdjęcia, bo opowieścią nie potrafiłabym oddać tego co widziałam. Samochody z potłuczonymi światłami, trupy i wraki. Osiedla mieszkalne wyglądają jak plac budowy. Tam ludzie mieszkają w niedokończonych budynkach, z których z "dachów" (bo nie mają tradycyjnych dachó) wystają druty, zbrojenia do budowy następnego piętra. A niżej mieszkaja ludzie. I to tak, że np w jednym bloku może być zajęte jedno, dwa mieszkania, w następnym tak samo. Dookoła budynków gruz, kamienie-wygląda to po prostu jak plac budowy. w mieście pełno, pełno śmieci. Śmieci zmiatane są tam na jedna kupę, którą potem wiatr rozwiewa. Ale chyba najbardziej uderzył mnie widok tych mieszkań. Slamsy. A samochody jezdżą jak chcą-nie ma tam pasów ruchu tylko sobie jedziesz i trąbisz. Większy trąbi na mniejszego i wymusza przepuszczenie.










































Dobra, wystarczy tych zdjęć brzydoty. No ogólnie Kair-obraz nędzy i rozpaczy.

















Najpierw zwiedziliśmy najstarszy w Afryce meczet. Kobitki musiały założyć zielone płaszcze z kapturem w czasie zwiedzania. No i oczywiście wszyscy byli bez butów. Potem pojechaliśmy do cerkwi, gdzie jest grota, gdzie był Jezus po przybyciu do Egiptu. Tam nie można było robić zdjęć. Poetm była wyprawa do Muzeum Kairskiego. Tam tez zakaz fotografowania. Ogólnie na pewno fajnie w tym muzeum, ale ja nie bardzo mogłam się na tym zwiedzaniu skupić, bo odnowiła mi się "Zemsta Faraona" (o tym w innym odcinku może ewentualnie) i szukałam w tym muzeum tylko miejsca gdzie można by usiąść. Na dodatek w m uzeum nie było klimy i wszyscy szukali przeciągów. Tak więc moje złe samopoczucie i duchota unieprzyjemniły mi to zwiedzanie. "Zemsta..." w czasie wycieczki to masakra, patrzyłam tylko gdzie tu jest wc. Potem byliśmy w wytwórni papirusów. Tam zakupiliśmy sobie z J po oryginalnym papirusie, bo jak się okazało te kupione przez J wcześniej niewiele miały z papirusem wspólnego. A potem w końcu do piramid. Super widok jak jeszcze jedziemy w mieście, a juz na horyzoncie widac piramidy. Coś jak jedzie się pociągiem w nocy w góry-zasypiasz jest równo, a budzisz się i za oknem niesamowity widok gór.



















No i dojechaliśmy w końcu do głównej atrakcji wycieczki. Powem, że niesamowity widok. Pamiętam jak kiedyś widząc w TV piramidy pomyślałam, że chciałabym kiedyś zobaczyć je z bliska i stanąć koło Sphinxa. No i się to spełniło. Co tu opowiadać-to trzeba zobaczyć na własne oczy.





I Sphinx, gdzie generalnie nie mieliśmy juz sil nawet żeby robić zdjęcia. Byliśmy juz strasznie głodni, bo obiad dopiero był po piramidach. Upał tez męczy. No i ja jeszcze z tą "Zemstą..." Pod piramidami na kazdym kroku sprzedawcy nas nagabywali-wszystko miało "dobra cena" i było tylko "one dolar". Niekiedy J musiał mnie wyciągać i bronic bo jakis Arab zastąpił mi drogę. Parę rzeczy tam tez kupiliśmy-targując się oczywiśie ostro. Najbardziej byłam zadowolona z pluszowego wielbłąda, który rusza głową i śpiewa-dla mojej chrześnicy;) (mamie tez się on bardzo podobał, po przyjeździe bawiła się nim do wyczerpania baterii). Potem nareszcie był obiad i pojechaliśmy jeszcze do fabryki olejków zapachowych. Ja nic tam nie kupiłam, bo mam swoje ulubione perfumy, ale J nabył dwie uncje olejku, którym się teraz "smrodzi". Nie pamiętam jakie perfumy sie z niego robi, ale pachnie łądnie, tylko, ze bardzo intensywnie, bo to nie perfum tylko olejek, czyli większa konststencja zapachu.



Potem był długi, długi poowrót do hotelu. Znów 6 godzin w autobusie, ale po gorącym dniu i łażeniu znów większą część drogi przespaliśmy.


P. S. Zauważyłam, że na blogach, które mnie obserwuja nie aktualizuje się, że umieszczam posty-czy ktoś wie dlaczego i o co chodzi?

poniedziałek, 26 września 2011

Z beczki ślubno-weselnej: Masakryczne dylematy z wyborem sukni ślubnej

W sobotę chodziłyśmy z mamą po salonach ślubnych w poszukiwaniu sukni. To było nasze juz kolejne poszukiwania więc mniej więcej wiedziałysmy czego szukamy, w czym jest mi dobrze. Było kilka fajnych, w wielu fajnie wyglądałam, jedna szczególnie przypadła mi do gustu, ale po późniejszych wydarzeniach odpadła w przedbiegach. Bo po połowie dnia łażenia stwierdziłyśmy, że trzeba zobaczyć, czy te suknie co mi się wcześniej podobały nadal będą mi odpowiadać. No i zaczął się klops. W jednym sklepie, w którym wcześniej już byłam była suknie, której nie przymierzałam wcześniej, bo jej nie było w salonie, ale ja ją uaptrzyłam w necie. Z tej długiej sukni można zrobić krótką. Jest z kolorowymy wstawkami i do tego pasuje super dwustronne bolerko. No super. Mamie średnio się podobała, ale mi się podobała, bo taka oryginalna i czaderska, z dodatkami kolorowymi. Na zdjęciu w necie modelka ma do tego też kolorowy toczek. No super bajerna. Przymierzałam białą z amarantowymi wstawkami i ecrue z czarnym (bo rozmiar był mniejszy), no ale są rożne kolory do wyboru-co stanowi dodatkowy problem, bo jaki kolor wybrać???



Kolejna z tych fajnych, fajnych, którą rozwazam do kupienia to taka z postrzępiną spódnicą. Do niej można dokupić kolorowy pas i tez dwustronne bolerko. Na zdjęciu w necie też modelka ma kolorowe rękawiczki i toczek. No i super sukienka, fajnie w niej wyglądam. Super. Nawet rozmiar z wystawy na mnie pasuje więc dopasowaliby mi tą dzięki czemu suknia byłaby ok 1000 zł tańsza. No ale ponieważ suknia jest z wystawy to nie można czekać z wyborem nie wiadomo ile, bo ktos może ją kupić. W sklepie suknia ma inny gorset niz na zdjęciu-asymetryczny, bez zadnych ozdób,koralików, koronek, hafcików. Jedyną ozdoba góry jest pas, który może być może być bez niego.
No i trzecia suknia. Ja przymierzalam juz wcześniej. Wiedziałam, że ją trzeba zamówic 9 miesięcy przed ślubem, dlatego już teraz wybieram suknię, by alba ją kupić, albo odrzucić. No tak więc ją muszę zamówić do końca tego tygodnia-ewentualnie. jest to suknia francuska, jedyna jej ozdobą jest kwiat. Przymierzałam ecrue, do tego toczek i rękawiczki-pięknie, super, ślicznie wyglądałam.








No i jest dylemat, którą wybrać. Czy lepiej wyglądać elegancko czy bardziej nowocześnie i hardcorowo. A jeśli bardziej nowocześnie to czy wziąć tą co można zrobić z niej krótką czy tą "rozczapierzoną"??Nie mam pojęcia. We wszystkich fajnie wyglądam. Wszystkie mi się podobają. I każda ma coś co przemawia by wybrać właśnie ją. Narzeczony oczywiście jest za tą co się skraca (on w ogóle by chciał żebym poszła w krótkiej). Dzis dla porady biorę jeszcze tatę i siostrę, a jutro koleżankę, która będzie druhną. No i jeszcze dziś przymierzę jedną kiecką, która przymierzałam wcześniej, ale w sobote juz nie zdązyłyśmy jej zobaczyć drugi raz, bo sklep był zamknięty. O rany bardzo trudny wybór i nie wiem co zrobić, co wybrać. I to pachnie i to nęci. Ja w ogóle jestem osoba bardzo niezdecydowaną w niektórych sprawach, a tu taki wybór i taki dylemat. Może porady najbliższych cos mi na świetlą i częste przymierzanie tych sukienek i oglądanie w nich siebie może mi pomoze podjąć jakąs decyzję. Miejmy nadzieję.





czwartek, 22 września 2011

Nurkowanie

Tak jak wspominałam dzisiaj będzie o tym jak nurkowaliśmy.
Pierwszy raz w życiu oboje to robiliśmy, zresztą chyba jak większość uczestników tej wycieczki. Stresa miałam wielkiego, ogromnego. Marnie pływam i nie wypływam na tereny, gdzie nie dotykam stopą dna. Dlatego ten strach. W zeszłym roku w Turcji w czasie rejsu po morzu nawet małe dzieci w kapokach sobie pływały w zatoczkach, gdzie zawijalismy w celu kąpieli, a ja tylko raz przez jakieś 5 minut że się nie utopię to się bałam. Teraz chyba większego stracha miałam. Ale Narzeczony bardzo chciał spróbowac więc stwierdziłam, że czas przezwyciężyć lęki i zgodziłam się na wycieczkę.
Jak dotarliśmy na jacht to już żałowałam, ale cóż-kobyłka u płotu... Z czasem żałowałam jeszcze bardziej i jeszcze bardziej się bałam.
Wycieczka zorganizowana była przez polska szkołę nurkowania w Egipcie-Polak 7 lat temu wyjechał na wakacje i został, założył szkołę nurkowania i teraz organizuje takie wycieczki. Pracują z nim i Polacy nurkowie-na statku i instruktorzy z Egiptu-w wodzie. Jak Paweł nam tłumaczył jak to wszystko będzie wyglądało, jak oddychac przez maskę, jak się zachowywać, pokazywał jakie są podstawowe znaki to jeszcze spoko, ale jak wypełnialiśmy ankietę o naszych chorobach i niebezpieczeństwach związanych z nurkowaniem to troche mnie strach obleciał. Mój strach głównie był surrealistyczny i próbowałam sobie tłumaczyć, że przeciez wiele osób jest po raz pierwszy i nikt nie umie nurkować itd., ale z marnym skutkiem. Zastanawiałam się też, czy inni też się stresują czy tylko ja. Jacek wydawał się spokojny, pokazywał, że się nie boi, ale na pewno ciut coś tam się stresował. A potem się okazało, że inne osoby, z którymi gadałam tez się bały.
No ale w końcu doszło do tego nurkowania. Los chciał, że w ogóle byłam pierwsza. Założyam piankę, płetwy, załozyli mi obciążenie, usiadłam na brzegu statku (z sercem na ramieniu i żołądkiem pod brodą), założyżyłam okulary, aparat tlenowy do ust i bałam się panicznie, miałam ochotę się przeżegnać, ale pomyślałam, że jak to zrobie to ci Arabowie mnie utopią. Nie zdążyłam za długo się bać bo juz byłam w wodzie-w panice zaczęłam szybko oddychać i się miotać, ale popatrzyłam na instruktora, który ruchem ręki pokazał żeby uspokoic oddech. szybko sie opanowałam i zeszliśmy pod wodę. Ogólnie super, bo juz byłam w wodzie więc tego się nie bałam. Ale cały czas uszy mi się zatykały. Czasem, aż myślała, że mi głowa pęknie. Ogólnie po jakims czasie juz chciałam wracać. Widoki super-rafa i rybki różne, kolorowe, duże, małe, pojedyńcze i ławice. Nurkowanie trwało 20 minut. Jak się wygramoliłam z wody byłam z siebie dumna, ze się odwazyłam. Ale zastanawiałam się czy iśc drugi raz czy nie. Bo podczas wycieczki są dwa zejścia pod wodę. Potem na pokładzie się opalaliśmy. Po obiedzie było drugie nurkowanie. Powiedziałam J, że ja chyba nie idę. Namówił mnie. I bardzo dobrze, bo za drugim razem było o wiele fajniej-każdy tak stwierdził. Siedząc na brzegu statku nie było żadnej paniki, od razu dobrze, spokojnie oddychałam, a pod woda nawet uszy mi sie mniej zatykały i lepiej sobie z tym radziłam. Mogłam się skupić na podziwaniu widoków. Było po prostu super. Nie dość, że super widoki, to jeszcze przezwyciężyłam swój strach.
Przed wycieczką powiedziałam Narzeczonemu, że jeżeli zanurkuję to już chyba nie ma dla mnie rzeczy niemozliwych.
Wieczorkiem byliśmy w hotelu. Wygłodniali poszliśmy na kolację,a potem drinki. A że w hotelu codziennie była muzyka na żywo to i uskuteczniliśmy tańce. Widziałam jak jedna dziewczyna siedząc ze swoim facetem tęsknym wzrokiem z zazdrością patrzy na J, że tańczymy. Bo prawie każdy taniec tańczylismy. W końcu bidusię jakiś koleś poprosił, ale nie był to jej chłopak. A ja byłam dumna, że mój mężczyzna tak świetnie tańczy i w tańcu stanowimy taką świetna parę. Bo niedługi czas po naszym poznaniu udaliśmy sie na kurs tańca. Spowodowane było to tym, że nie mogliśmy totalnie i zupełnie się w tańcu zgrać. Jak powiedziałam J, że nie umie tańczyć (nie byłam zbyt miła-nie?) to się zdenerwował. No więc by temu zaradzić poszliśmy na kurs i teraz wywijamy nawet z figurami.

A teraz kilka zdjęc z nurkowania i narazie miłego dnia.

P.S. A jutro mamy w planach jechać na lotnisko popatrzec jak z zewnątrz wygląda lądowanie i start samolotu (akurat tego, którym my lecieliśmy)






























To zdjęcie mamy na komputerach jako tapetę;)

środa, 21 września 2011

Egipt, Egipt...i po Egipcie

No niestety już wróciliśmy.


Wróciliśmy już w piątek 16 września wieczorem, ale jakoś nie było kiedy napisać.


Co tu pisać-było wspaniale. Pogoda super, hotel wielki, elegancki i tez super, baseny, aquapark-super. Wspaniłe jest tez to, ze przełamałam swój strach przed głęboką wodą i NURKOWAŁAM!!! Bo ja za dobrze nie pływam i kąpałam się tam gdize mogę siegnąć dna, ale Narzeczonemu zachciało się spróbować nurkowania no i ja tez się odważyłam, z czego jestem bardzo dumna. A potem to nie straszne były mi wszystkie zjeżdżalnie w aquaparku. Oczywiście widzieliśmy też piramidy i Sphinxa. No super było.


Może będe sukcesywnie opisywac co się działo + zdjęcia, by nie znudzić nikogo długa notką.




Dzień 1-przyjazd




Za bardzo nie ma co duzo pisać, bo przylecieliśmy w nocy. Zdązyliśmy się okropnie pokłócić i iść spać.
Jak pisałam 9 września trochę bałam się latać-teraz juz mi zupełnie przeszło i jak wracaliśmy to już wcale nie miałam stracha. Ale 9-tego jeszcze miałam obawy. Niestety cały dzień siedziałam sama w domu i mi sie strsznie nudziłoto czekanie. na szczęście wcześnie wybraliśmy się na lotnisko i już razem z Narzeczonym czas zleciał mi milej i szybciej.


Lot trochę przegadaliśmy, trochę przespaliśmy-lecieliśmy ok 3,5 godz więc byliśmy zupełnie w nocy-wg ichniego czasu po 24 czyli już w sobotę. Po wyjściu z lotniska oczywiście owiało nas przyjemne uczucie ciepła.


Z naszego lotu tylko my jechaliśmy do tego hotelu więc myśleliśmy, że może jakiś kiepski, ale koleś co nas wióżł powiedział, że fajny hotel.


Jak w końcu dotarliśmy do pokoju no to wyglądał tak samo jak w katalogu-identycznie.


Potem jak już wspomniałam się pokłóciliśmy, ale o tym nie mam chęci teraz ppisać, bo już wszystko jest ok i chcę wspominać tylko miłe chwile.


Oto nasz pokój





















Ponieważ po przyjeździe nic nie jedliśmy wstaliśy raniutko i udaliśmy się na śniadaninko.


Oto widok z balkonu, zdjęcie zrobiłam po przebudzeniu się w sobotę.


















Od tego dnia naasze śniadania wyglądały mniej więcej podobnie standardowo-jajka omlet lub sadzone, paróweczki zapiekane z serem i pomidorki zapiekane z serem, czasem płatki i jogurt, jakieś owoce lub ciasteczka. Jedzonko było tam,m pycha. A najlepiej, że nie trzeba było go robić ani po nim sprzątać.


Po śniadaniu trochę się rozejrzeliśmy i czekaliśmy na naszą panią rezydent.


Na postkaniu z nią jak doszło do rozmowy o wycieczkach to Narzeczony wymyslił żebyśmy też ponurkowali. Nie za bardzo podobał mi się ten pomysł, ale się uparł więc postanowiłam, że się zdobędę na odwagę i postaram się przezwyciężyć swój lęk przed woda i się zapisaliśmy oprócz na wyjazd do Kairu, na piramidy to jeszcze to nurkowanie. Ale o nurkowaniu w innym poście, bo na ten temat chciałabym napisać więcej.


Po spotkaniu z rezydentem standardowe leniuchowanie: drinki, baseny, zjezdzalnie, przekąski, driniki, baseny, zjezdzalnie, drinki. Pozwiedzaliśmy trochę hotelu, ale jak sie potem okazało do zobaczenia jeszcze była bardzo duża jego część, że prawie do ostatniego dnia cos nowego odkrywaliśmy.


Nasz hotel




Hotel był naprawdę piękny, wielki i wspaniały. I czekało na nas tam wiele atrakcji. Codziennie wieczorem muzyka na żywo, albo granie na gitarze, albo śpiewanie i inne atrakcje artystyczne. Tak więc i potańczyliśmy sobie też. Na pewno więc o tym jeszcze napiszę. A ostatnio naliczyliśmy, że w hotelu było ok. 15 basenów.


Narazie kończę. Następnym razem chyba o nurkowaniu.


A jak tam w Polsce Wam się żyło?


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia;)