niedziela, 27 listopada 2011

Kuchenka i ....konik na biegunach

Wczoraj w końcu, wreszcie i nareszcie wybrałyśmy z mamą nową kuchnię. We wtorek ją przywiozą i będzie można gotować, piec, grillować, smażyć i rożnować bez przeszkód. Za tydizeń są imieniny rodziców więc w sam czas. W sobotę rodzice zaproszą znajomych, a w niedzielę będzie obiad dla nas-tzn mnie i J oraz mojej siostry i szwagra.
Dzień wczorajszy był męczący, bo byłyśmy w dwóch sklepach, na dwóch końcach miasta. W końcu udało się nam między sobą dojść do porozumienia którą kupić. Po uregulowaniu rachunku wybrałyśmy się jeszcze do reala, bo chciałam kupić ulubiony makaron razowy. I patrzymy, a tu koniki na biegunach, w cenie promocyjnej. Co prawda mamy już prezenty na Gwiazdkę dla córci siostry, ale, że ona ma urodziny 21 lutego szybko pochwyciłam konia i stwierdziłam, że go kupuję. Zapobiegliwa ze mnie ciocia, nie? Fajnie-mam nadzieję, że małej się spodoba i będzie się cieszyć. Zrobiłyśmy zakupy: kluski, kasze, płatki (polecam wszystkim płatki owsiane ekspersowe Nesvita, ale są też inne. Nie są może mega zdrowe, bo wszystko co z proszku robi się zupka ma chemię, ale dla mnie sa idealne na zrobienie sobie przekąski w pracy przed treningiem-pycha). No i z zakupami i koniem podążyłyśmy do kasy. Miałam zamiar zapłacić bonami więc zależało mi by rachunek był ponad 150 zł. NA wszelki wypadek więc przy kasie upatrzyłam sobie broszurkę (bo nie można tego nazwać książką) kucharską "Szybko i smacznie z małą ilością tłuszczu". Okazało się, kwota za zakupy była mniejsza więc i książkę nabyłam. I powiem, że bardzo fajna, fajne przepisy. A w niedzielę na ten imieninowy obiad już jeden zastosuję - zupę krem pomidorową z pieczoną papryką. Potem jeszcze wróciłyśmy do sklepu z AGD, bo chciałam kupić sobie blender. Tak więc teraz mogę spokojnie mielić płatki i musli do omletów, no i robić zupy-kremy. Zmęczone i obładowane, z koniem wracałyśmy do domu. Miałam tylko nadzieję, żeby nie padało, żeby konik nam nie zmókł.Byłam tak mega padnięta, że jak J po pracy przyjechał to ledwo co na oczy widziałam. Ale najważniejsze, że zakupy nam się mega udały i bardzo jestem z nich zadowolona. Ale to nie był koniec radości w dniu wczorajszym. Bo jak J przyjechał to przywiózł mi niespodziankę-kupił dla swojego łakomczuszka śliwki w czekoladzie-mniam pynia. Taka miła niespodzianka. Kochany jest. Niestety zmęczenie dawało o sobie znać i z walki Pudziana nie pamiętam nawet minuty. Ale dzień był fajny, mimo, że rano zapowiadało się zupełnie inaczej. Wstałam zmęczona i źle się czuła, a na dodatek zobaczyłam, że zgubiłam fleka, musiałam więc jechać do szewca i moje plany na poranek sobotni się musiały pozmieniać czego nie lubię.
A dziś już z J byliśmy na rynku w poszukiwaniu kożuszka dla mnie. Nic mi się nie podobało. Zaraz biorę się za obiad. A potem mam wymyślić jakiś miły sposób na spędzenie popołudnia. Hmmm??? Dziś siostra idzie do kina i Natalkę nam podrzucają więc i tak pewni będzie się działo. Życzę Wam miłej niedzieli Pozdr

4 komentarze:

  1. Takie konie są fajne, jak moja siostra dostała na Gwiazdkę to sama się na nim bujałam :p

    OdpowiedzUsuń
  2. No tego nawet moja mama próbowała dosiąść;)hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też chce konia na biegunach.!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki piękny ten konik:) Przyłączam się i też takiego chcę!

    OdpowiedzUsuń