piątek, 18 listopada 2011

Po powrocie

No...w końcu wczoraj wróciłam z wyjazdu "warsztatowego".

4 dni tylko praca, praca i praca. Nasz dzień wyglądał następująco: śniadanie, praca, obiad, praca, kolacja, praca. Potem z koleżanką jeszcze jakiś program czy film obejrzałyśmy i czasem piwko wypiłyśmy i sen...i od początku-śniadanie, praca.... W środę troszkę słoneczko wyszło więc wszyscy poszli po obiedzie na krótki spacer w celu przewietrzenia głów i myśli i nabrania nowej, jeszcze większej energii do pracy;) Fajnie, ze pojechałam z kolezanką nie z kierownikiem tym razem, bo bardzo lubię to dziewczynę więc nie było tak strasznie. Niemniej jednak bardzo, bardzo, bardzo, mimo ciągłego zajęcia i braku czasu wolnego, mimo ciągłej pracy, bardzo stęskniłam się za J. Na szczęście, przy tak dużej części dnia zajętego robotą czas nam mijał bardzo szybko i cały czas dziwiłyśmy się, że juz jest ta godzina. Z jednej tez strony takie wyjazdy dodają mi pewności siebie i jakiegoś kopa, ale z drugiej tez i męczą i dołują-trudno to wytłumaczyć, a nie chce mi się wchodzić w szczegóły, które pewnie i tak by Was nie zaciekawiły.

No więc byłam bardzo stęskniona a J wyjechał po mnie na dworzec. Niestety całą miłą atmosferę wczorajszego wieczoru zepsułam, bo (dostałam okres) i jak weszłam do domu to zaraz z mamą bez powodu się przemówiłam, a przez to potem zaczęłam płakać i płakać i płakać-hormony. Niestety u mnie w domu nikt nie rozumie, że jak się ma okres to kobieta moze sie z byle powodu zdenerwować, jest rozdrazniona czy płaczliwa. Nie rozumie tez nikt, że brzuch mnie boli tak, ze ledwo co chodzę i nie mam na nic, na nic ochoty (może poza czekoladą, dużą ilością czekolady). No więc nie miło się zaczęło. Na szczęście potem jakoś naprawiłam niemiłe powitanie z mamą i musiałam się nieźle napinać zeby mimo ogromnego, zwijającego bólu rozkładać huśtawkę, która kupiłam dla chrześnicy na Gwiazdkę i podziwiać jeździk, który kupiła dla niej mama. Potem troszkę odpoczywałam w między czasie po kawałku rozpakowując walizkę, bo od razu całęj nie byłam w stanie.

W nocy przez ten brzuch nie mogłam spać więc totalnie się nie wyspałam. Wstać było mi ciężko i już myślałam, ze nie pójdę do pracy, bo rano ledwo co doczłapałam się do wc, ale po kąpieli i kolejnej dawce tabletek troszkę mi zelzało i powlekłam się do roboty.

A z tego co się jeszcze wydarzyło to:
Jakiś czas temu zamówiłam przez internet wspominana już wyżej huśtawkę dla chrześnicy. Pech chciał, ze próbowali mi ja dostarczyć w poniedziałek przed południem-jak nikogo nie było w domu. Ponieważ można było się umówić na dostawę w godz 12-18, akurat jak moich rodziców nie ma w domu to huśtawkę odebrał J. Jak już wspomniałam wczoraj ją rozłożyliśmy i jest super. Jestem bardzo zadowolona z zakupu i mam nadzieję, że siostrze i Natalce się spodoba.

Poza tym w sobotę byliśmy ze znajomymi w kinie na "Wyjeździe integracyjnym". Myslałam, że się uduszę ze śmiechu. Znajomi się smiali, że tak będzie na moim wyjeździe-niestety nie;) Potem poszliśmy na piwko i do klubu. Ponieważ do Świąt J nie pije alko to my długo nie zabawiliśmy, nie chciałam chłopaka męczyć, bo na trzeźwo w klubie to nie to samo. Musimy się wybrać po Nowym Roku;) Z kolezanką powspominałyśmy jak to drzewiej bywało, jak co weekend, piątek i sobota na mieście zabawa, alko, tańce, hulańce, swawole. Fajnie było, czasem brakuje mi tego, ale nigdy bym nie zamieniła tego na to co teraz;) W samych klubach tez zmiany-dawniej jak my królowałyśmy na parkiecie to były tez i takie "dziewczyny",ale nie az takie. Normalnie przeciez w sobotę mróż był ogromny, a w tej disco laski w szpilach bez rajstop i krótkie kiecki (jedna miała chyba bardziej bluzkę niz sukienkę). Postrojone wszystkie jak na wesele. Jak wspomniała chodziłyśmy na miasto co weekend, ale nigdy nie przyszło mi do głowy żeby się w kiblu przebierać i to w taki strój. J powiedział jedno: "ździry". A juz szczytem moich oczekiwań było jak zobaczyłam jak laska w kiblu prostownicą włosy prostuje!!! Pomyślałam, jak to będzie jak Natalka będzie w ich wieku, a jak nasze dzieci-z domu nie wypuszczę. Mam nadzieję, ze uda nam się wychować dzieci tak, ze nie będziemy się bali z domu ich wypuścic w obawie, że się, za przeproszeniem "będą szlajać" (chciałam napisac inaczej, no ale trochę jeszcze mam kultury).

W sobotę miało miejsce równiez wazne wydarzenie-zakup mojej sukni ślubnej. W końcu. Bo juz byłam na nią zdecydowana, ale jeszcze nie wpłaciłyśmy kasy. I dobrze, bo okazało się, ze teraz jest w tym kolorze co ja chciałam rozmiar 38 wiec da się na mnie dopasować o ten rozmiar zmniejszyć, a cena niższa-wiec zamiast prawie 3 tys zapłaciłyśmy (mama zapłaciła) troszkę ponad 2;). Przypomnę kolor-biały z fuksją. Myślałam, ze moze inny wybiorę, i nawet były teraz i z niebieskim (mój ulubiony kolor) i z fioletem modele, ale ten róż najlepiej. Jak przymierzyłam tą kieckę, do tego bolerko i toczek to super. Bałam sie troszkę jadąc, ze moze mi się odwidzi, ale jak się zobaczyłam w lustrze to spodobała mi się ta sukienka jeszcze bardziej. Byłam super zachwycona. I szczęśliwa.
W niedzielę w kościele śpiewali Ave Maria i się wzruszyłam, bo wyobrażałam sobie jak z J idziemy do ołtarza. Zleci nam ten czas do ślubu migiem-zaraz święta, a potem jak z bicza strzelił. I będziemy na zawsze razem;)

W piątek byłam u J -Jego mama zrobiła przepyszne rogale marcińskie i tak się zajadaliśmy, J robił mi pyszne drinki i obejrzeliśmy mecz, po którym J zawiózł mnie do domku.

Mama J teraz juz nie pracuje i poniewaz ostatnio jej się nudzi zabrała się za robotę na drutach i zrobiła mi taki super szal-długi komin co się wokół szyi zakręca, co teraz takie modne. Super ciepły i ładny, w parcy tez się kolezankom podoba.

Niestety jak byłam na tym wyjeździe J z rodzicami się pokłócił, raczej z mamą, bo z tatą i tak cały czas się nie odzywa. Ludzie nieświadomie nawet, nie chcący robią sobie przykrości i potem wychodzi z tego wielka awantura. Bardzo mi było przykro, że J znalazł się w takiej sytuacji i tak poczuł się potraktowany przez mamę. Na dodatek nie mogłam być przy nim. Mam nadzieję, ze atmosfera się oczyści, choć J jest bardzo, bardzo uparty i drażliwy w takich sprawach. Z małej rzeczy robi się wielki konflikt.Ja nie lubię takich rzeczy. Nawet jeśli jest to coś powaznego staram się jak najszybciej zazegnać konflikt i pogodzić czy to z rodzicami czy to z J. Tak właśnie na tym wyjeździe gadałyśmy z ta kolezanką, ona ma tak jak ja, ze nie lubi być z nikim pokłócona- nie wiadomo co się stanie, można wyjść z domu i nie wrócić, mozna iść spać i się nie obudzić. Poza tym życie jest za krótkie by ranić najbliższe osoby i się kłócić.

Miłego i spokojnego lub szalonego weekendu Wam życzę. A przede wszystkim pełnego MIŁOŚCI;)
Trochę ta notka długa i w odwrotnym porządku chronologicznym, taka od sasa do lasa, ale moze ktoś doczyta do końca;)
pozdr i buziaczki


1 komentarz:

  1. Na kiedy macie wyznaczoną datę? :)

    Oh, co do takich dziewcząt, to naprawdę strach pomyśleć, co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń