Coś dziwnego stało się w naszym domu-zaginęła patelnia. Dziś po treningu chciałam sobie przygotować obiadek, sięgam do szuflady pod kuchenką, gdzie trzymamy patelnie...a tu... patelni, na której smażę sobie strawę nie ma??? Gdzie się podziała, co się z nią stało nikt nie wie??? Normalnie nieprawdopodobne, żeby gdzieś się taki przedmiot zapodział?? Jesteśmy w szoku, bo naprawdę nikt nie wie co się z nią stało.
Z innych spraw to tak wyglądał prezent ode mnie i taty dla mamy na urodziny.
Zgadnijcie ile kosztował taki torcik...18 zł. Weszłam do cukierni, by na tę okazję kupić z 4 napoleonki. Napoleonek nie było, ale zobaczyła takie ładne ciasto-nutellę i to takie tanie. Jedna napoleonka czy w-zka kosztuje 3 zł, a tu taki torcik 18. No to kupiłam. Na dodatek pyszny. J kupił jeszcze bombonierę i wręczyliśmy prezent. Podobał się mamie. W sobotę wystroiła się w nowy komplecik biżu.
Co do pozostałych obchodów mamy urodzin to szkoda gadać. Cały dzień siedziałyśmy z mamą w kuchni, a siostra ze szwagrem wpadli jak po ogień, nie byli nawet dwóch godzin, jeszcze bardzo zdziwieni, że takie przyjęcie jest, bo myśleli, że będzie tylko coś na słodko. Szkoda słów więc do tego nie wracam.
W niedzielę byliśmy z J w kinie na "Sztos 2". Polecam.
Weekend szybko minął i znów zaczął się kolejny tydzień.
W środę wróciła do mnie do pokoju w pracy koleżanka, którą zatrudniono mi do pomocy. Wcześniej oddelegowano ją do innych zadań, a teraz jest ze mną. Od razu dni w pracy szybciej i milej mijają. Niestety efektywność pracy przy dwóch osobach chyba trochę chyba spadła. Nie możemy się nagadać. Dziewczyna jest fajna, nadajemy na tych samych falach. Dawniej była u nas na stażu i jak odeszła na emeryturę pani co ze mną pracowała i prezes wyraził zgodę na zatrudnienie kogoś to ją zatrudniono. Niestety tylko na zastępstwo. Ale dobrze, że narazie jest. Na dodatek zgadałyśmy się idealnie. Tak więc dni mijają nam na śmichach-hihach i pogaduchach przerywanych pracą. Troszkę przesadzam, ale czasem trudno utrzymać nam dyscyplinę pracy. Narazie nic pilnego się nie dzieje więc ok. Ale znając specyfikę naszej pracy w każdej chwili może spaść nam na głowę 1000 pilnych i ważnych rzeczy do zrobienia na wczoraj. Teraz więc będzie spadać na dwie głowy;) Moja firma i moja praca jest dość specyficzna, dlatego trudno pisać nie zdradzając szczegółów, ale wydaje mi się, że kierownik boi się, że ponieważ teraz będę mieć ślub to dużo może nie być mnie w pracy, a potem może jakaś ciąża, a generalnie nikt na moich obowiązkach się nie zna. Kierownik też (niestety) i nie chce się poznać więc chciał bym komuś przekazała swoją wiedzę by mógł mnie zastąpić w razie nieobecności, by czy kierownik czy kto inny nie musiał się na tym poznawać, bo wszystkim wydaje się to skomplikowane. Mnie nie, dlatego, że parę lat w tym siedzę i pewnie każdy by się do tego nadawał, ale nikt nie chce, bo wnioski i umowy, sprawy w moim programie są kobylaste. U innych wniosek i umowa ma 5 stron, u mnie ok 20, 30, 70-różnie. Pewnie dlatego się boją, a tak naprawdę nie ma czego. Ale i dzięki temu jestem postrzegana za jakże mądrą osobę (nie mówię, że nie jestem, ale bez przesady). Na początku też była to dla mnie czarna magia, ale kobitka co się tym zajmowała z czasem wprowadziła mnie w temat, a że głupia nie jestem to skumałam o co chodzi. Niektórzy, co z nią pracowali bardzo się skarżyli i nie chcieli pracy w tym temacie, może rzeczywiście nie rozumieli??? Ale koleżanka jest kumata i już widzę, że wprawi się dziewczyna. Na początku też się bardzo bała. Jak jechałyśmy w listopadzie na delegację to miała stresa, ale sobie spoko poradziła i teraz też sobie radzi. Tak więc fajnie. No a ja będę trochę odciążona no i czas milej i szybciej mija, bo dziewczyna fajna. Od razu bardziej chce mi się do pracy przychodzić, bo jak cały dzień sama w pokoju byłam to czas się wlókł, a teraz z fajną osobą to leci jak szalony nie wiadomo kiedy. I tak mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem.
Dziś po przerwie byłam na siłce-trening poszedł szybko, sprawnie i efektywnie. Nie było lipy-pompa była;)
Potem szybciutko obiadek i poszłam na pocztę wysłać w końcu swoje zaproszenia na ślub i wesele do rodziny i znajomych zamiejscowych. Narzeczony wysłał tydzień temu. Ale za to ja dostałam znaczki walentynkowe "Kocham Cię"-jakie tematyczne;)
Byłam też w Biedronce po pyszne jogurciki-bardzo polecam jogurty biedronkowe truskawka panna cotta i bananowe, ale panna cotta wygrywa-smakuje jak ciasteczko;) MNIAM pynia! Jogobelli też są pyszne, ale droższe oczywiście. A właśnie ta moja koleżanka z pracy pod blokiem ma Biedronkę i od czasu jak ją jej wybudowali to przynosi wieści o dobrych produktach z Biedronki. Co prawda jogurty ja znalazłam i teraz jemy je prawie codziennie.
Będąc w Biedronce wypatrzyłam jeszcze jedną rzecz-elektryczną maszynkę do mielenia mięsa Zelmera z szatkownicą do warzyw za 199 zł. W zeszłym tygodniu kupiliśmy z J sobie maszynkę, ale za 400 zł, bo zależało nam właśnie na tej szatkownicy i była tylko ta za cztery stówy. A tu w Biedronce taka tania. Co prawda inna, jakiś starszy model bo 500 coś tam, a nasza 800 coś. Ale o połowę tańsza. No trudno.
A od jutra zmieniamy godziny pracy i będę teraz pracować od 7.30 do 15.30 -dla mnie super, ile wolnego dnia się zyska. Tylko w piątki od 8 do 16.
No a teraz po spożyciu pysznej odżywki białkowej siusiu, myć się, paciorek i spać, bo jutro wcześniej trzeba wstać;)
Ale napisałam tak od sasa do lasa i to tak dużo, ale trudno. Następnym razem postaram się o ciekawszą i zwięźlejszą notkę;)
Pozdr
Z innych spraw to tak wyglądał prezent ode mnie i taty dla mamy na urodziny.
Zgadnijcie ile kosztował taki torcik...18 zł. Weszłam do cukierni, by na tę okazję kupić z 4 napoleonki. Napoleonek nie było, ale zobaczyła takie ładne ciasto-nutellę i to takie tanie. Jedna napoleonka czy w-zka kosztuje 3 zł, a tu taki torcik 18. No to kupiłam. Na dodatek pyszny. J kupił jeszcze bombonierę i wręczyliśmy prezent. Podobał się mamie. W sobotę wystroiła się w nowy komplecik biżu.
Co do pozostałych obchodów mamy urodzin to szkoda gadać. Cały dzień siedziałyśmy z mamą w kuchni, a siostra ze szwagrem wpadli jak po ogień, nie byli nawet dwóch godzin, jeszcze bardzo zdziwieni, że takie przyjęcie jest, bo myśleli, że będzie tylko coś na słodko. Szkoda słów więc do tego nie wracam.
W niedzielę byliśmy z J w kinie na "Sztos 2". Polecam.
Weekend szybko minął i znów zaczął się kolejny tydzień.
W środę wróciła do mnie do pokoju w pracy koleżanka, którą zatrudniono mi do pomocy. Wcześniej oddelegowano ją do innych zadań, a teraz jest ze mną. Od razu dni w pracy szybciej i milej mijają. Niestety efektywność pracy przy dwóch osobach chyba trochę chyba spadła. Nie możemy się nagadać. Dziewczyna jest fajna, nadajemy na tych samych falach. Dawniej była u nas na stażu i jak odeszła na emeryturę pani co ze mną pracowała i prezes wyraził zgodę na zatrudnienie kogoś to ją zatrudniono. Niestety tylko na zastępstwo. Ale dobrze, że narazie jest. Na dodatek zgadałyśmy się idealnie. Tak więc dni mijają nam na śmichach-hihach i pogaduchach przerywanych pracą. Troszkę przesadzam, ale czasem trudno utrzymać nam dyscyplinę pracy. Narazie nic pilnego się nie dzieje więc ok. Ale znając specyfikę naszej pracy w każdej chwili może spaść nam na głowę 1000 pilnych i ważnych rzeczy do zrobienia na wczoraj. Teraz więc będzie spadać na dwie głowy;) Moja firma i moja praca jest dość specyficzna, dlatego trudno pisać nie zdradzając szczegółów, ale wydaje mi się, że kierownik boi się, że ponieważ teraz będę mieć ślub to dużo może nie być mnie w pracy, a potem może jakaś ciąża, a generalnie nikt na moich obowiązkach się nie zna. Kierownik też (niestety) i nie chce się poznać więc chciał bym komuś przekazała swoją wiedzę by mógł mnie zastąpić w razie nieobecności, by czy kierownik czy kto inny nie musiał się na tym poznawać, bo wszystkim wydaje się to skomplikowane. Mnie nie, dlatego, że parę lat w tym siedzę i pewnie każdy by się do tego nadawał, ale nikt nie chce, bo wnioski i umowy, sprawy w moim programie są kobylaste. U innych wniosek i umowa ma 5 stron, u mnie ok 20, 30, 70-różnie. Pewnie dlatego się boją, a tak naprawdę nie ma czego. Ale i dzięki temu jestem postrzegana za jakże mądrą osobę (nie mówię, że nie jestem, ale bez przesady). Na początku też była to dla mnie czarna magia, ale kobitka co się tym zajmowała z czasem wprowadziła mnie w temat, a że głupia nie jestem to skumałam o co chodzi. Niektórzy, co z nią pracowali bardzo się skarżyli i nie chcieli pracy w tym temacie, może rzeczywiście nie rozumieli??? Ale koleżanka jest kumata i już widzę, że wprawi się dziewczyna. Na początku też się bardzo bała. Jak jechałyśmy w listopadzie na delegację to miała stresa, ale sobie spoko poradziła i teraz też sobie radzi. Tak więc fajnie. No a ja będę trochę odciążona no i czas milej i szybciej mija, bo dziewczyna fajna. Od razu bardziej chce mi się do pracy przychodzić, bo jak cały dzień sama w pokoju byłam to czas się wlókł, a teraz z fajną osobą to leci jak szalony nie wiadomo kiedy. I tak mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem.
Dziś po przerwie byłam na siłce-trening poszedł szybko, sprawnie i efektywnie. Nie było lipy-pompa była;)
Potem szybciutko obiadek i poszłam na pocztę wysłać w końcu swoje zaproszenia na ślub i wesele do rodziny i znajomych zamiejscowych. Narzeczony wysłał tydzień temu. Ale za to ja dostałam znaczki walentynkowe "Kocham Cię"-jakie tematyczne;)
Byłam też w Biedronce po pyszne jogurciki-bardzo polecam jogurty biedronkowe truskawka panna cotta i bananowe, ale panna cotta wygrywa-smakuje jak ciasteczko;) MNIAM pynia! Jogobelli też są pyszne, ale droższe oczywiście. A właśnie ta moja koleżanka z pracy pod blokiem ma Biedronkę i od czasu jak ją jej wybudowali to przynosi wieści o dobrych produktach z Biedronki. Co prawda jogurty ja znalazłam i teraz jemy je prawie codziennie.
Będąc w Biedronce wypatrzyłam jeszcze jedną rzecz-elektryczną maszynkę do mielenia mięsa Zelmera z szatkownicą do warzyw za 199 zł. W zeszłym tygodniu kupiliśmy z J sobie maszynkę, ale za 400 zł, bo zależało nam właśnie na tej szatkownicy i była tylko ta za cztery stówy. A tu w Biedronce taka tania. Co prawda inna, jakiś starszy model bo 500 coś tam, a nasza 800 coś. Ale o połowę tańsza. No trudno.
A od jutra zmieniamy godziny pracy i będę teraz pracować od 7.30 do 15.30 -dla mnie super, ile wolnego dnia się zyska. Tylko w piątki od 8 do 16.
No a teraz po spożyciu pysznej odżywki białkowej siusiu, myć się, paciorek i spać, bo jutro wcześniej trzeba wstać;)
Ale napisałam tak od sasa do lasa i to tak dużo, ale trudno. Następnym razem postaram się o ciekawszą i zwięźlejszą notkę;)
Pozdr