niedziela, 27 listopada 2011

Kuchenka i ....konik na biegunach

Wczoraj w końcu, wreszcie i nareszcie wybrałyśmy z mamą nową kuchnię. We wtorek ją przywiozą i będzie można gotować, piec, grillować, smażyć i rożnować bez przeszkód. Za tydizeń są imieniny rodziców więc w sam czas. W sobotę rodzice zaproszą znajomych, a w niedzielę będzie obiad dla nas-tzn mnie i J oraz mojej siostry i szwagra.
Dzień wczorajszy był męczący, bo byłyśmy w dwóch sklepach, na dwóch końcach miasta. W końcu udało się nam między sobą dojść do porozumienia którą kupić. Po uregulowaniu rachunku wybrałyśmy się jeszcze do reala, bo chciałam kupić ulubiony makaron razowy. I patrzymy, a tu koniki na biegunach, w cenie promocyjnej. Co prawda mamy już prezenty na Gwiazdkę dla córci siostry, ale, że ona ma urodziny 21 lutego szybko pochwyciłam konia i stwierdziłam, że go kupuję. Zapobiegliwa ze mnie ciocia, nie? Fajnie-mam nadzieję, że małej się spodoba i będzie się cieszyć. Zrobiłyśmy zakupy: kluski, kasze, płatki (polecam wszystkim płatki owsiane ekspersowe Nesvita, ale są też inne. Nie są może mega zdrowe, bo wszystko co z proszku robi się zupka ma chemię, ale dla mnie sa idealne na zrobienie sobie przekąski w pracy przed treningiem-pycha). No i z zakupami i koniem podążyłyśmy do kasy. Miałam zamiar zapłacić bonami więc zależało mi by rachunek był ponad 150 zł. NA wszelki wypadek więc przy kasie upatrzyłam sobie broszurkę (bo nie można tego nazwać książką) kucharską "Szybko i smacznie z małą ilością tłuszczu". Okazało się, kwota za zakupy była mniejsza więc i książkę nabyłam. I powiem, że bardzo fajna, fajne przepisy. A w niedzielę na ten imieninowy obiad już jeden zastosuję - zupę krem pomidorową z pieczoną papryką. Potem jeszcze wróciłyśmy do sklepu z AGD, bo chciałam kupić sobie blender. Tak więc teraz mogę spokojnie mielić płatki i musli do omletów, no i robić zupy-kremy. Zmęczone i obładowane, z koniem wracałyśmy do domu. Miałam tylko nadzieję, żeby nie padało, żeby konik nam nie zmókł.Byłam tak mega padnięta, że jak J po pracy przyjechał to ledwo co na oczy widziałam. Ale najważniejsze, że zakupy nam się mega udały i bardzo jestem z nich zadowolona. Ale to nie był koniec radości w dniu wczorajszym. Bo jak J przyjechał to przywiózł mi niespodziankę-kupił dla swojego łakomczuszka śliwki w czekoladzie-mniam pynia. Taka miła niespodzianka. Kochany jest. Niestety zmęczenie dawało o sobie znać i z walki Pudziana nie pamiętam nawet minuty. Ale dzień był fajny, mimo, że rano zapowiadało się zupełnie inaczej. Wstałam zmęczona i źle się czuła, a na dodatek zobaczyłam, że zgubiłam fleka, musiałam więc jechać do szewca i moje plany na poranek sobotni się musiały pozmieniać czego nie lubię.
A dziś już z J byliśmy na rynku w poszukiwaniu kożuszka dla mnie. Nic mi się nie podobało. Zaraz biorę się za obiad. A potem mam wymyślić jakiś miły sposób na spędzenie popołudnia. Hmmm??? Dziś siostra idzie do kina i Natalkę nam podrzucają więc i tak pewni będzie się działo. Życzę Wam miłej niedzieli Pozdr

czwartek, 24 listopada 2011

Kolejne przygotowania przedślubne

Zostawię narazie temat kuchni, choć męczy mnie on cały czas. Wyprawa do sklepu przełozona na sobotę.


Przejdę do rzeczy związanych z przygotowaniami do ślubu.

Narzeczony dziś dzwonił do złotnika i w przyszłym tygodniu jedziemy wybierać obrączki. Nie mogę się doczekać. Fajnie tez, ze J sam pomyslał o obrączkach zeby sie nimi zainteresować. Sam dzwonił. Podoba mi się, ujmuje mnie to jakoś jak On coś sam z siebie wymyśla, planuje nt wesela. Obrączki- symbol małzeństwa. Załozę obrączkę, załozymy. Wciąz dla mnie to niesamowicie brzmi i jakoś nierzeczywiście. Oj nie mogę się doczekać. Podniecajace trochę tez to jak wybieranie sukni ślubnej. Ale wazniejsze, bo suknię-raz załozę, a obrączki na całe zycie. Będą wszystkim pokazywać, ze się koachamy, będą symbolem naszego uczucia. Patrząc na obrączkę będę myślała z czułością i miłością o męzu, będę widziała osobę, którą kocham i będę wiedziała, ze jest osoba, która mnie kocha i dla której jestem wazna. Trochę jak talizman. Coś tak moze jak z tą pierwsza bransoletką, co dostałam od J na naszą pierwszą wspólną Gwiazdkę (zreszta z innymi bransoletkami od Niego tez tak mam). Tylko, ze to będzie przedmiot, który kazdemu będzie mówił o naszej miłości, nie tylko mnie.
Tak mi się przynajmniej wydaje;)

A co do wyglądu-to chcemy jakieś połączenie zółtego i białęgo złota.

Pojedziemy do złotnika, u którego J zamawiał pierścionek zaręczynowy więc i obrączki mozemy mieć oryginalne i niepowtarzalne, wg własnego projektu. No zobaczymy co nam sie spodoba i w oko wpadnie.

A w następny piątek mamy w planie przejechać się po biurach podrózy w celu zorientowania się w podrózy ślubnej. Znajomy J juz wykupił wakacje więc stwierdziliśmy, ze nie ma na co czekac im wczesniej tym moze taniej.

Kierunek-Gran Canaria;)

Raz w zyciu, z takiej okazji mozna sobie pozwolic na luksusowe wakacje.



Wiecie-bardzo bym juz chciała zebyśmy juz byli małzeństwem. I tak mi się super robi jak mówię o tym J i On mówi, ze On tez by tego chciał. Mmmm;)

Pozdrawiam wszystkich i zyczę duzo miłości

A dziś idę na siłkę;)))) J na popołudnie w pracy więc bez pośpiechu zrobię uczciwy trening.

środa, 23 listopada 2011

Nowa kuchnia

Zaraz po pracy jedziemy z mamą na poszukiwania nowej kuchenki elektryczno-gazowej.

Juz oglądałyśmy kilka modeli, i z J tez parę widziałam. J ostatnio wymyślił, żeby kupić kuchnię pod zabudowę-niby fajnie, tylko, ze remont kuchni będziemy robić dopiero po ślubie i narazie miałaby byc ta kuchnia zamontowana w takiej szafce prowizorce. Dlatego nie jestem na 100% przekonana do tego pomysłu, a tu jeszcze do tego przekonać mam mamę. Bo kuchnie kupują rodzice, a remont po ślubie będziemy robić my. Trochę pomieszane, ale tak wyszło, bo nasza stara kuchnia totalnie juz do wyrzucenia-ciast piec się nie da, a Święta i imieniny rodziców idą. Poza tym z tego co w necie widziałam takie kuchnie pod zabudowę to są około 60ki, ja wolę max 50cm, bo planujemy kupić jeszcze zmywarkę oraz super lodówkę. No ale zobaczymy, zobaczymy co będzie. Na pewno chcę żeby kuchnia była srebrna, z czarnym. Super sa kuchnie z czarną szklaną płytą, ale sprzedawca nam je odradzał, bo jak coś upadnie to płyta pęka-no to przy zdolnościach mojego taty nie zdałoby egzaminu. No zobaczymy. Mam nadzieję, ze w końcu uda nam sie znaleźć coś co będzie sie podobało i mi i mamie i J (tata nie ma jakiś określonych preferencji w stosunku do nowej kuchni)

Zyczcie powodzenia i 3majcie kciuki za zakupy.

Ps.-wybieramy się z mama do sklepu, w którym w zeszłym roku kupowałam meble do pokoju-tez zimą, ale w zeszłym roku to był masakryczny mróz, dobrze, ze w tym roku listopad jeszcze taki nie bardzo zimny. U nas jakoś remonty zimą się odbywają nie jak u "normalnych" ludzi wiosną i latem-hehehe. Na styczeń-luty-po Świętach planujemy remont przedpokoju i może jeszcze łazienki i wc.

Dopisek po powrocie:
Dziś nic super nie znalazłyśmy. Jedna była fajna-mastercook 3461 ZX Dynamic, ale nie jakaś wielka rewelacja, fajna z wyglądu, ale funkcje średnie. Wcześniej podobała mi się Amica 51GE 3.33 ZPTANR (XXL) Eco i chyba ta ma więcej funkcji piekarnika. Pod zabudowę kuchnie okropne były i żadna mi się niepodobała. Jutro idę na siłkę więc w piątek wybieramy się do innego sklepu.
Tyle nasze, ze propozycje wystroju łazienek obejrzałyśmy sobie i ze trzy rodzaje połączeń kafli mi się podobały. I pooglądałyśmy tez meble kuchenne.
Kupmy wreszcie tę kuchnię, bo juz mi się mieszają, która jak wyglądała i co miała jak nie stoją obok siebie tylko w kilku sklepach. Co tam mogę zapisuję, ale wygląd się trochę juz miesza.

wtorek, 22 listopada 2011

Zdrada...i co dalej??? oraz do ślubu 200 dni

Na pewnym portalu padło pytanie: przed ślubem przyłapujesz swojego chłopa w łózku z inną i co dalej?


Komentarze głównie były, że do widzenia, a raczej zegnaj, ale były i inne.


Ja tez jestem zdania, ze kopa w d... i papa-bo jak potem zaufać takiej osobie, ze juz tego nie zrobi? Zresztą jak mogła to zrobić? Przeciez niby Cię kocha-więc powinna chciec być tylko z Tobą. Albo głosy, ze była to chwila słabości-jaka chwila słabości? czy zapomnienia? przeciez tego, ze mnie kochasz nie musisz kontrolować i się pilnować by o tym pamiętać. Dlatego, ze mnie kochasz chcesz być ze mną a nie z kim innym. Generalnie jestem tego zdania. W ogóle nie lubie myśleć co by było gdyby, jak bym postąpiła w jakiejś hipotetycznej sytuacji, bo "Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono" i nigdy na 100% nie będziemy pewni jakbyśmy się w danej chwili zachowali. Ale jestem zdania, ze w takiej sytuacji zegnaj kochanie.


Tak jest dziś.


Wcześniej nie koniecznie miałam takie pewne nt zdanie i rozumiem argumenty, uczucia kobiet, które pisały, ze to zalezy od tego jakby się facet wcześniej zachowywał i co zrobiłby po tym. Zdaję sobie po prostu sprawę, ze bardzo trudno i boleśnie wszystko przekreślić, wyrzucić, wszystko co się kochało zostawić. Trudno tej osobie oszukanej, bo ona nadal kocha, ona się nie spodziewała takiego końca. Zdrajcy łatwo, bo po pierwsze musiał się z tym liczyć, a po drugie to co mu zalezy na tamtej kobiecie skoro ją zdradził. Rozumiem rozpacz towarzyszącą w takiej sytuacji i to, ze w tym momencie "tonący brzytwy się chwyta" i wszystkich oznak, ze jednak ten dupek nas kocha, ale czy warto ryzykować drugi raz, drugie takie upokorzenie, drugi raz złamane serce? Czy nie lepiej raz się na maksa poryczeć, uzalić, popaść w depresję, zakopać się w kołdrze-by po opłakaniu związku rozwinąc skrzydła na nowo. Zostając w takim związku cały czas bym myślała dlaczego to zrobił? nie potrafiłabym mu zaufać, nie wierzyłabym, ze mnie kocha. Nie był by to dobry związek ani dla mnie ani dla kolesia. Nie wyobrazam sobie w ogóle takiej sytuacji, bo generalnie, twój świat legnie w gruzach i dlatego tak cięzko odejść. Jednego dnia wszystko pięknie wspaniale sielanka na maksa, a potem nagle trach...bez uprzedzenia gwałtowny kop, bół, rozpacz-taka ch... niespodzianka. Rozumiem dlatego trudność rozstania się wtakiej sytuacji.


Rozumiem, bo byłam wcześniej w róznych "dziwnych" związkach, na szczęscie nikt mnie nie zdradzał (a przynajmniej nic o tym nie wiem) ale nie były to takie relacje na 100% . Chodzi mi o związki, w których ja dawałam 100% a koleś nie-i byłam w takich związkach-ze strachu przed samotnością, w nadzieii, że będzie lepiej, z róznych względów. Ale prędzej czy później otrząsałam się i wiedziałam, ze nie tędy droga-co ja robię-i wychodziło,ze czas sie rozstać-papa zegnaj "kochanie".


Przy takich pytaniach o zdradę itp właśnie widzę jak pod wpływem związku z J zmienił się mój pogląd na takie sprawy, bo wcześniej pewnie tez bym powiedziała, ze to zalezy, ze trzeba dać drugą sznasę. Ale teraz wiem co to jest prawdziwa MIŁOŚĆ, co to znaczy, ze Ty kogoś kochasz, a On kocha ciebie, co to znaczy ZAUFANIE, pewność drugiej osoby. Teraz dzięki J to wiem i nie potrafiłabym zyc w innym związku. Juz nie.


I wiecie co -ja sobie J wymodliłam, ale o tym to moze inna notka ewentualnie kiedyś.


A jeszcze jedno-od dziś do naszego ślubu 200 dni-wiem, bo wczoraj trąbili, ze do Euro 200 dni, a ślub dzień po;)

piątek, 18 listopada 2011

Po powrocie

No...w końcu wczoraj wróciłam z wyjazdu "warsztatowego".

4 dni tylko praca, praca i praca. Nasz dzień wyglądał następująco: śniadanie, praca, obiad, praca, kolacja, praca. Potem z koleżanką jeszcze jakiś program czy film obejrzałyśmy i czasem piwko wypiłyśmy i sen...i od początku-śniadanie, praca.... W środę troszkę słoneczko wyszło więc wszyscy poszli po obiedzie na krótki spacer w celu przewietrzenia głów i myśli i nabrania nowej, jeszcze większej energii do pracy;) Fajnie, ze pojechałam z kolezanką nie z kierownikiem tym razem, bo bardzo lubię to dziewczynę więc nie było tak strasznie. Niemniej jednak bardzo, bardzo, bardzo, mimo ciągłego zajęcia i braku czasu wolnego, mimo ciągłej pracy, bardzo stęskniłam się za J. Na szczęście, przy tak dużej części dnia zajętego robotą czas nam mijał bardzo szybko i cały czas dziwiłyśmy się, że juz jest ta godzina. Z jednej tez strony takie wyjazdy dodają mi pewności siebie i jakiegoś kopa, ale z drugiej tez i męczą i dołują-trudno to wytłumaczyć, a nie chce mi się wchodzić w szczegóły, które pewnie i tak by Was nie zaciekawiły.

No więc byłam bardzo stęskniona a J wyjechał po mnie na dworzec. Niestety całą miłą atmosferę wczorajszego wieczoru zepsułam, bo (dostałam okres) i jak weszłam do domu to zaraz z mamą bez powodu się przemówiłam, a przez to potem zaczęłam płakać i płakać i płakać-hormony. Niestety u mnie w domu nikt nie rozumie, że jak się ma okres to kobieta moze sie z byle powodu zdenerwować, jest rozdrazniona czy płaczliwa. Nie rozumie tez nikt, że brzuch mnie boli tak, ze ledwo co chodzę i nie mam na nic, na nic ochoty (może poza czekoladą, dużą ilością czekolady). No więc nie miło się zaczęło. Na szczęście potem jakoś naprawiłam niemiłe powitanie z mamą i musiałam się nieźle napinać zeby mimo ogromnego, zwijającego bólu rozkładać huśtawkę, która kupiłam dla chrześnicy na Gwiazdkę i podziwiać jeździk, który kupiła dla niej mama. Potem troszkę odpoczywałam w między czasie po kawałku rozpakowując walizkę, bo od razu całęj nie byłam w stanie.

W nocy przez ten brzuch nie mogłam spać więc totalnie się nie wyspałam. Wstać było mi ciężko i już myślałam, ze nie pójdę do pracy, bo rano ledwo co doczłapałam się do wc, ale po kąpieli i kolejnej dawce tabletek troszkę mi zelzało i powlekłam się do roboty.

A z tego co się jeszcze wydarzyło to:
Jakiś czas temu zamówiłam przez internet wspominana już wyżej huśtawkę dla chrześnicy. Pech chciał, ze próbowali mi ja dostarczyć w poniedziałek przed południem-jak nikogo nie było w domu. Ponieważ można było się umówić na dostawę w godz 12-18, akurat jak moich rodziców nie ma w domu to huśtawkę odebrał J. Jak już wspomniałam wczoraj ją rozłożyliśmy i jest super. Jestem bardzo zadowolona z zakupu i mam nadzieję, że siostrze i Natalce się spodoba.

Poza tym w sobotę byliśmy ze znajomymi w kinie na "Wyjeździe integracyjnym". Myslałam, że się uduszę ze śmiechu. Znajomi się smiali, że tak będzie na moim wyjeździe-niestety nie;) Potem poszliśmy na piwko i do klubu. Ponieważ do Świąt J nie pije alko to my długo nie zabawiliśmy, nie chciałam chłopaka męczyć, bo na trzeźwo w klubie to nie to samo. Musimy się wybrać po Nowym Roku;) Z kolezanką powspominałyśmy jak to drzewiej bywało, jak co weekend, piątek i sobota na mieście zabawa, alko, tańce, hulańce, swawole. Fajnie było, czasem brakuje mi tego, ale nigdy bym nie zamieniła tego na to co teraz;) W samych klubach tez zmiany-dawniej jak my królowałyśmy na parkiecie to były tez i takie "dziewczyny",ale nie az takie. Normalnie przeciez w sobotę mróż był ogromny, a w tej disco laski w szpilach bez rajstop i krótkie kiecki (jedna miała chyba bardziej bluzkę niz sukienkę). Postrojone wszystkie jak na wesele. Jak wspomniała chodziłyśmy na miasto co weekend, ale nigdy nie przyszło mi do głowy żeby się w kiblu przebierać i to w taki strój. J powiedział jedno: "ździry". A juz szczytem moich oczekiwań było jak zobaczyłam jak laska w kiblu prostownicą włosy prostuje!!! Pomyślałam, jak to będzie jak Natalka będzie w ich wieku, a jak nasze dzieci-z domu nie wypuszczę. Mam nadzieję, ze uda nam się wychować dzieci tak, ze nie będziemy się bali z domu ich wypuścic w obawie, że się, za przeproszeniem "będą szlajać" (chciałam napisac inaczej, no ale trochę jeszcze mam kultury).

W sobotę miało miejsce równiez wazne wydarzenie-zakup mojej sukni ślubnej. W końcu. Bo juz byłam na nią zdecydowana, ale jeszcze nie wpłaciłyśmy kasy. I dobrze, bo okazało się, ze teraz jest w tym kolorze co ja chciałam rozmiar 38 wiec da się na mnie dopasować o ten rozmiar zmniejszyć, a cena niższa-wiec zamiast prawie 3 tys zapłaciłyśmy (mama zapłaciła) troszkę ponad 2;). Przypomnę kolor-biały z fuksją. Myślałam, ze moze inny wybiorę, i nawet były teraz i z niebieskim (mój ulubiony kolor) i z fioletem modele, ale ten róż najlepiej. Jak przymierzyłam tą kieckę, do tego bolerko i toczek to super. Bałam sie troszkę jadąc, ze moze mi się odwidzi, ale jak się zobaczyłam w lustrze to spodobała mi się ta sukienka jeszcze bardziej. Byłam super zachwycona. I szczęśliwa.
W niedzielę w kościele śpiewali Ave Maria i się wzruszyłam, bo wyobrażałam sobie jak z J idziemy do ołtarza. Zleci nam ten czas do ślubu migiem-zaraz święta, a potem jak z bicza strzelił. I będziemy na zawsze razem;)

W piątek byłam u J -Jego mama zrobiła przepyszne rogale marcińskie i tak się zajadaliśmy, J robił mi pyszne drinki i obejrzeliśmy mecz, po którym J zawiózł mnie do domku.

Mama J teraz juz nie pracuje i poniewaz ostatnio jej się nudzi zabrała się za robotę na drutach i zrobiła mi taki super szal-długi komin co się wokół szyi zakręca, co teraz takie modne. Super ciepły i ładny, w parcy tez się kolezankom podoba.

Niestety jak byłam na tym wyjeździe J z rodzicami się pokłócił, raczej z mamą, bo z tatą i tak cały czas się nie odzywa. Ludzie nieświadomie nawet, nie chcący robią sobie przykrości i potem wychodzi z tego wielka awantura. Bardzo mi było przykro, że J znalazł się w takiej sytuacji i tak poczuł się potraktowany przez mamę. Na dodatek nie mogłam być przy nim. Mam nadzieję, ze atmosfera się oczyści, choć J jest bardzo, bardzo uparty i drażliwy w takich sprawach. Z małej rzeczy robi się wielki konflikt.Ja nie lubię takich rzeczy. Nawet jeśli jest to coś powaznego staram się jak najszybciej zazegnać konflikt i pogodzić czy to z rodzicami czy to z J. Tak właśnie na tym wyjeździe gadałyśmy z ta kolezanką, ona ma tak jak ja, ze nie lubi być z nikim pokłócona- nie wiadomo co się stanie, można wyjść z domu i nie wrócić, mozna iść spać i się nie obudzić. Poza tym życie jest za krótkie by ranić najbliższe osoby i się kłócić.

Miłego i spokojnego lub szalonego weekendu Wam życzę. A przede wszystkim pełnego MIŁOŚCI;)
Trochę ta notka długa i w odwrotnym porządku chronologicznym, taka od sasa do lasa, ale moze ktoś doczyta do końca;)
pozdr i buziaczki


czwartek, 10 listopada 2011

Listopadowo

W sumie juz miałam o tym nie pisać, ale dzis znów to do mnie powróciło. 1 listopada z Onetu dowiedziłam się, ze dwie blogerki, które były chore na raka nie zyją. Czytałam ich blogi, co prawda nie regularnie, ale śledziłam ich losy i stan zdrowia. Czytałam i bardzo polubiłam te dziewczyny, bardzo, bardzo je podziwiałam. Wspaniałe osoby. Akurat jakoś w październiku nawet opowiadałam J o jednej z nich i myślałam by zajrzeć do niej na bloga, ale jakos zeszło. A tu 1 listopada wchodzę na Onet i był artykuł o nich. Nie mogłam w to uwierzyć. Tak pełne zycia i optymizmu kobiety odeszły. I to w niedalekim od siebie czasie, we wrześniu i październiku. Poczułam ogromne poczucie jakiegoś braku, pustki, zrobiło mi sie ogromnie, ogromnie przykro. Były dwie wspaniałe dziewczyny, a tu nagle ich nie ma. Nie wiem, jakoś nie potrafię opisać chyba dokładnie tych uczuć. Dziwne, wchodzę na bloga, którego wcześniej juz czytałam, ale autora juz nie ma. Mi jest strasznie przykro, gdy wchodze na ich blogi, nie wyobrazam sobie wcale i w ogóle co moze czuć rodzina. Nie wyobrazam sobie tego. W sumie weszłam na ich strony po ich śmierci raz, ale dziś znów "przypadkiem" natknęłam sie na bloga jednej z nich i znów te uczucia do mnie powróciły. Człowiek jest, a za chwilę go nie ma. Żyje i cieszy się szczęsciem i nagle spada na niego choroba, straszna choroba. Stara się jej nie poddawać, walczy, walczy, cieszy się zyciem i potem tą walkę przegrywa. Jakoś miałam nadzieję, myslałam, ze uda im się z chorobą wygrać, naprawdę w to wierzyłam. Łzy mi się cisną do oczu na myśl o tych dwóch wspaniałych dziewczynach. Bardzo, bardzo je podziwiałam i podziwiam;)

wtorek, 8 listopada 2011

Wspaniały Narzeczony

Na pewno kazda Narzeczona uwaza, ze ma wspaniałego Narzeczonego;)
Ja oczywiście tez.
Przyszedł mi taki pomysł na posta po wczorajszym dniu. J bardzo dba i troszczy się o mnie, troszczy się nawet o najdrobniejsze i najgłupsze sprawy, nie mówiąć o rzeczach waznych i powaznych. No ale: wczoraj pękła mi obrączka w pierścionku (nie zaręczynowym oczywiście, na szczęście), srebrnym. napisałam o tym J, a on od razu pomyślał, zeby to zlutować i wieczorem przyjechał z lutownicą i mi go naprawił. On umie i potrafi tyle rzeczy, ze jestem naprawdę pełna podziwu. Niby zrobił normalną rzecz i nic wielkiego, ale po takich przykładach i drobnostkach wiem, ze mogę na Niego liczyc w naprawdę kazdej sytuacji. I tej największej i tej najdrobniejszej. Myślę tez, ze u facetów myślenie o drobiazgach i szczegółach nie jest rzeczą powszechną. A J czasem się mnie pyta czy nie czas by wymienić fleki w pantooflach-bo koło niego jest szewc, który robi metalowe fleki, które się mniej zuzywają i czasem J tam mi zawozi buty. Który facet kobiecie nosi buty do szewca?? I jeszcze sam o tym myśli?? Jak robiłam remont pokoju to sam oczyszczał ściany pod gładź, do gołego betonu. Nałykał sie biedak tego pyłu, namęczył. Ale wiedziałam,ze robi to dla mnie, bo mnie kocha. I razem zakładaliśmy listwy przypodłogowe, i składał wraz z moim wujkiem meble do mojego pokoju (na dodatek w stroju roboczym wyglądał super seksownie). W tym wszystkim widzę jego miłość i troske o mnie. A jak czasem wieczorem słabo się czuję to zawsze o polopirynce przypomina. Jak mam okres czekoaldki przynosi (czasem oczywiście, nie zawsze). No i pamiętał, ze nie przepadam za zółtym złotem i pierścionek zaręczynowy jest z białego złota z brylantem. I choć czasem widzę, ze nie słucha tego co mówię, albo nie bardzo Go cos obchodzi, choć czasem mnie strasznie wkurza, to cały czas daje mi do zrozumienia, ze minie kocha. Choć czasem się kłócimy, czasem niezgadzamy to widać po prostu w Jego codziennych zachowaniach miłość. I choć czasem ostatnio są dni takie "nudne"-przyjezdza, siedzimy, nawet czasem mało mówimy, albo gadamy o jakiś bezznaczenia głupotach i w ogóle jakoś zmęczeni czasem jesteśmy, to wiem, ze mnie kocha a ja Jego. I w takie właśnie dni przytulam się do Niego mocniej i całuję. I mam nadzieję, ze On w moich czynach tez widzi i dostrzega moją miłość do Niego;)

poniedziałek, 7 listopada 2011

Ślubne myśli

Wiecie, nie wiem czy to dziwne, czy nie, ale lubię sobie czasem popatrzeć w necie na zdjęcia ślubne innych ludzi. Zaczęło się od wybierania fotografa dla nas. Umowa z fotografem juz podpisana, a ja czasem oglądam sobie fotografie ślubne, na których są szczęśliwi w tym dni Młodzi i ich rodziny.Na zdjęciach z przygotowań, az daje się wyczuć te nerwy, stres i podniecenie, poddenerwowanie, oczekiwanie i szczęście. Wyobrazam sobie jak to u nas będzie, jak będziemy przezywać tę chwilę i uświadamiam sobie, ze to juz niedługo.

Ostatnio tez parę razy widziałam fragmenty programu "Nie mów Pannie Młodej" na TLC-nie wiem czy wiecie o co chodzi?? No ale np. wczoraj podczas prezentowanej w programie ceremonii ślubnej az się popłakałam. Generalnie to juz się po prostu nie mogę doczekać naszego ślubu i wesela i tego jak juz w koncu będziemy małzeństwem i J nie będzie musiał wieczorem mnie zostawiać samej;)

Ale chyba to normalne, ze interesuja mnie takie tematy? Bo J dziwi sie po co ten program oglądam. Rzeczywiście nie jest moze zbyt mądry, ale jakos tak ciagnie mnie do tego tematu po prostu.

No i oczywiście z przyciągają mnie blogi prowadzone przez przyszłe Panny Młode i młode meżatki. Miło jest dzielić się podobnymi przemyśleniami, przezyciami i doświadczeniami. Jakąś taką czuję więź i nie wiem, jakąś ckliwość, więź z Wami;)

Tak więc dzięki za wszystkie Wasze rady, porady i przemyślenia;)


A w sobotę, w końcu, wreszcie i nareszcie mamy jechać zamówić moją suknię ślubną (bo ona już była wybrana, ale nie zamówiona, nie zapłacona-mama chyba miała nadzieję, ze się rozmyślę, a ja jej dałam czas zeby oswoiła się z myślą, ze będę w takiej sukni). No i juz nie mogę się doczekać jak znów ją założę.

piątek, 4 listopada 2011

2 listopada itd

2 listopada to jedyna rocznica, okazja jaką z J świętujemy. My nie odliczamy dni, nie obchodzimy "miesięcznic", nie świętujemy tez Walentynek ani innych tego typu okazji. Jedynie 2 listopada obchodzimy rocznicę pierwszej randki. Ustaliliśmy tez, ze po ślubie chyba juz nie będziemy tego robic tylko świętować rocznice ślubu. Jak jest za duzo świąt to zadna przyjemność ze świętwoania.


No tak więc w środę wybraliśmy się na RANDKĘ;) Najpierw poszliśmy coś zjeść, do Siuxa (miał być Wook, ale juz nie istnieje tam gdzie byliśmy). Najedliśmy się pysznymi rzeczami i poszliśmy do kina. Poszliśmy na "Baby sa jakieś inne". Trochę miałam obawy czy na to iść, bo czytałam i słyszałam rózne opinie. A niestety głównie niepochlebne. Nawet takie, ze po kazda para po tym filmie się pokłóci, a jeśli nie to wielki plus dla niej. Nie wyobrazałam sobie zeby z powodu filmu się pokłócić z J i poszliśmy. Poza tym jestem zdania, ze zeby krytykować to trzeba poznac i wychodząc z tego załozenia poszliśmy. I nie załuję. Film zajefajny. Nie rozumiem ludzi, którzy np czuli się urazeni filmem. Co prawda sa tam teksty "naturalistyczne", ale film nie jest kinem familijnym więc nie przesadzajmy. My się uśmialiśmy, ja na maksa i cała sala też. Wiadomo, ze przedstawione, opowiedziane sytuacje i zachowania kobiet nie dotyczą każej kobiety, ze nie kazda je przejawia w takim samym stopniu i przypadku, ze film jest karykaturą, i to zarówno facetów i kobiet. No ale dość o filmie. Randka nam sie udała.


No a wczoraj się dowiedziałam, ze od 14 do 17 listopada jadę znów w delegację. Na 4 dni-przewaznie były trzy. A na dodatek J ma wtedy wolne i moglibysmy więcej czasu razem spędzić. I jedziemy do hotelu, gdzie nie ma zadnych rozrywek, basenu, siłowni itp, tylko ponoć są rowerki treningowe i stepery-moze od biedy skorzystam. No i siłownia w tym tygodniu mi przepadnie. No ale trudno-taka praca. Fajne tylko w tym jest to, ze tym razem nie jade z kierownikiem, tylko z nową kolezanką z pracy, która ze mną będzie współpracować więc jedzie by się naumieć;) Jeden plus. Bo na dodatek, jak nie jedziemy z kierownikiem to musimy jechac pociągiem i autobusem dalej się tłuc. Wrócimy więc pewnie dopiero w czwartek wieczorem wymęczone po 4 dniach roboty prawie non stop. Moze więc wezmę urlop na 18go?? Rozwazę, zobaczę;)


No niebawem weekend sie zacznie. J pracuje więc jakiś planów nie mamy. Moze postaram się rodziców wyciągnąć zebyśmy pooglądali, poszukali nowej kuchni. Mój typ to srebrny Mastercook, najlepiej zeby miał 4 ruszty osobne do każdego palnika, i nie miał tej "pokrywy" górnej, ale to chyba mozna wymontować. Jakby miał rożen to juz full wypas, ale oczywiście by cena nas nie zabiła;) Moze być tez jakaś tego typu Amica. Muszę rodziców do tego srebra przekonać, bo oni tradycjonaliści-a to nie pasuje do zlewu a to to a to tamto. W sumie mama chyba juz przekonana, a jak mama to z tata nie powinno być jakoś trudno. Mam nadzieję, ze dadzą się wyciągnąć i jak najszybciej ten zakup załatwimy, a przynajmniej rodzice zobaczą co jest i w jakiej cenie, bo narazie tylko mnie zajmował ten temat. No i zeby się zgodzili na kuchnię gazowo-elektryczną. Kuchnię kupujemy wspólnie (tzn. rodzice oczywiście większą część, a ja mniejszą, zobaczymy jak to wyjdzie jaką wybierzemy).


Chyba juz wszystkie nowości z zycia Gosi.


A , jeszcze jedno-od poniedziałku zmieniam sposób treningu na siłce, w końcu po miesiącu, bo po tym treningu co teraz robiłam to po powrocie padałam jak ciapek, nie miałam siły torby rozpakować;) Ale efekty w sile są więc trzeba ćwiczyć z usmiechem;)


No to miłego weekendu Wam zyczę;)


Pozdr


G

wtorek, 1 listopada 2011

Rocznica

Dziś pewnie wiele postów będzie o przemijaniu, śmierci, cmentarzach itp. Mój nie.
Bo my z J jutro będziemy obchodzić 3 rocznicę poznania się. Moja mama się śmieje, że fajny sobie termin na randkę wybraliśmy- Dzień Zaduszny. Ale przynajmniej łatwo zapamiętać datę, bo ja nie mam głowy do pamietania o rocznicach, dat urodzin itp. Pamiętam tylko datę urodzin rodziców, siostry i J. Pamiętam też o przyjaciołach, ale czasem mylą mi się daty-20 czy 21 nie za bardzo wiem?? No a datę po Wszystkich Świętych łatwo nam było zapamietać. Zresztą łatwo było ją ustalić, bo kiedy się poznaliśmy zaczęliśmy się zastanawiać dopiero po jakimś czasie jak już byliśmy razem. Bo w ogóle nasze początki są dla nas dość zabawne. Na pierwszej randce ani ja J nie wpadłam w oko ani On mi. W ogóle nie był w moim typie, wcale. Ja w jego też nie. Po randce spytał czy spotkamy się jeszcze-ja odp taaaa. Ale stwierdziłam, że jak nie zadzwoni to nic się takiego nie stanie. Ale zadzwonił i się znów umawialiśmy. J wychodził z założenia, że zobaczy co z tego będzie, a ja, że po co mam siedzieć w domu-przynajmniej jest z kim wyjść do kina, na pizzę itp. Nie myślałam wcale, w ogóle, totalnie, że coś poważnego z tego może wyjść. Nawet moja mama się potem śmiała, że myślała, że się z J spotykam żeby mieć z kim iść na Sylwestra. No ale właśnie w okolicach Świąt i Sylwestra zaczęłam myśleć, że znaojmość z J coś więcej znaczy. Pierwszym takim sygnałem było to, że pod koniec roku u mnie w pracy była masa pracy, nadgodzin, brałam pracę do domu. Pracowałam wtedy w domu i do 3 w nocy by wstac o 5 czy 6 i jak najwcześniej być w pracy. W tym momencie oczywiście byłam totalnie wyłączona z porządków i przygotowań do Świąt, również i kupowania prezentów. Prezenty dla rodziców od nas kupowała siostra a siostrze miałam dać pod choinkę pieniążki. O prezencie dla J w ogóle nie pomyślałam, zreszta nawet jakbym miała czas to nie miałam zamiaru mu nic kupować. Poznaliśmy się niedawno, jeszcze się wygłupię jak mu coś kupię, bo pomyśli,że mi jakoś tam zależy, a mi przecież nie zależało. Ale J dawał znaki, że mi coś kupił. Tak więc żeby nie wyszło głupio, skoro wiedziałam, że ma on dla mnie prezent to wygospodarowałam czas by jechać do galerii handlowej i coś mu tam wybrać. Kupiłam horror na DVD, bo wspominał, że lubi horrory. Od J dostałam bransoletkę i lwa-maskotkę. No i dopiero w Święta jak patrzyłam na tą bransoletkę i myślałam o J to zauważyłam, że skoro tak tyle o nim myślę to chyba to jednak coś więcej. No a w Sylwestra J powiedział mi przy życzeniach, że jego rodzice są małżeństwem już 30lat i on by też chciał ze mną choć tyle przeżyć. O kurde-pomyślałam-nie wiedziałam czy się cieszyć czy UCIEKAĆ, ale zostałam i odtąd związek robił się coraz bardziej poważny. A zakończenie Sylwestra i początek Nowego Roku dla nas obojga niesamowite;)Do dziś się z tego wszystkiego śmiejemy i myślimy jak to dziwnie i niespodziewanie się na świecie dzieje, że się spotkaliśmy i jesteśmy ze sobą. Przecież pierwsze wrażenie dla nas obojga było na nie?????Widzicie jak to jest;)