Nareszcie piątek. Ten tydzień na szczęście zleciał w pracy szybko-raz lepiej, raz gorzej, ale szybko. Myślałam,że będzie się dłużył, bo jak się na coś czeka to czas się wlecze, ale się sporo działo i zleciało. No a czekam oczywiście na wyjazd. Jeszcze trzy dni w pracy, w środę może jeszcze jakies pranie, w czwartek prasowanie-za czym nie przepadam, pakowanie itd, a w piątek FRUUUU;) I w końcu, wreszcie, nareszcie-SŁOŃCE;)
Nie przepadam za prasowaniem, ale już mam zapowiedziane, że po ślubie to ja prasuję. Będę się musiała więc nauczyć prasować koszule. Na szczęście J nosi eleganckie koszule tylko przy dużych okazjach jak wesele albo jak miał egzaminy w szkole. Na co dzień chodzi w T-shirtach, polówkach-a te prasować łatwo.
W ogóle u nas będzie dość tradycyjny podział obowiązków. Oczywiście w sprzątaniu czy gotowaniu J będzie mi pomagał (bo lubi i umie gotować). Cieszy mnie taki podział, bo J jest Złotą Rączką i potrafi zrobić wiele rzeczy, przy tym nie jest leniwy. A nie jak mój tatuś (którego mimo wszystko oczywiście bardzo kocham) leniuszek i nie zna się na takich "męskich" rzeczach. Często mama się musiała poznać jak naprawić żelazko, czy coś gdzieś przykręcić. Niestety mój szwagier też nie jest dobry w takich sprawach. Tak więc ja mam szczęście, że nie będę się musiała o to martwić. Dodatkowo Narzeczony łapie sobie przez to plusy u moich rodziców, którzy to bardzo doceniają. W ogóle rodzice lubią J, co mnie oczywiście bardzo cieszy. Zobaczymy jak będzie po ślubie-hihi, bo będziemy mieszkać razem z moimi rodzicami, bo mamy duże mieszkanie. No ale to za jakiś czas.
A narazie na weekend plany fajnie się rysują;) Dziś idziemy z J i koleżanką, (która nota bene będzie moją druhną) do znajomych-może tam jakiś grill, piwko. A jutro wybieramy się z Narzeczonym na Jarmark Wojewódzki. Pogoda ma być ładna i słoneczna to tym milej będzie. W niedzielę J niestety pracuje na popołudnie więc będzie czas by nadrobić książkowe zaległości, no albo coś tam porobię.
ja znowu nie nawidzę prasować i robi to moj maz:) jesli chodzi o sprawy gotowania to ja gotuję u nas w domu,mój maz nie pamietam kiedy gotowal ostatnio bo niestety nie ma czasu,bo dodatkowa praca.Ja lubie gotowac i lubie jak moj maz mnie chwali bo podobno dobrze gotuje:) przekonalam mojego malzona do zup:P
OdpowiedzUsuńjesli chodzi o naprawianie wszystkiego to musze sie pochwalic ze moj malzonek potrafi i przede wszystkim chce wszystko robic w domu.Pamietam ze kiedys nam ciekla rura od splywu w kuchni to kupil wszystko potrzebne,wymienil przeczyscil itp. ja sie tylko wkurzalam bo zeszlo mu dluzej ale nie potzrebnie.Ja sie z tego ciesze ze Mateusz od meskich spraw nie stroni:)
Dzięki za zaproszenie- dodałam Cię do linków :)
OdpowiedzUsuńJa mogę prasować, ale nie lubię gotować. Może temu, że nie mam na to czasu, wracam z pracy i mam ugotowane przez mamę, ciasto piekę od wielkiego święta, jak mam chęć, ale mam nadzieję, że po slubie się to zmieni. :))
idac-z-toba.blogspot.com
U nas też miał być partnerski podział w sprzątaniu. Wyszło trochę inaczej, bo mój mąż i leniwy i przez większość życia był odsuwany przez ojca od męskich zajęć, więc skąd miał się nauczyć. Trochę spięć między nami z tego powodu, ale cały czas uczymy się sztuki kompromisu.
OdpowiedzUsuńKonkluzja taka, że ten Wasz sprawiedliwy podział wyjdzie dopiero w praniu ;) Tylko mężczyźni trochę inaczej postrzegają swoją pomoc w domu niż nam się wydaje. Choć oczywiście są wyjątki jedynie potwierdzające regułę :)Tego Ci życzę :)