środa, 21 września 2011

Egipt, Egipt...i po Egipcie

No niestety już wróciliśmy.


Wróciliśmy już w piątek 16 września wieczorem, ale jakoś nie było kiedy napisać.


Co tu pisać-było wspaniale. Pogoda super, hotel wielki, elegancki i tez super, baseny, aquapark-super. Wspaniłe jest tez to, ze przełamałam swój strach przed głęboką wodą i NURKOWAŁAM!!! Bo ja za dobrze nie pływam i kąpałam się tam gdize mogę siegnąć dna, ale Narzeczonemu zachciało się spróbować nurkowania no i ja tez się odważyłam, z czego jestem bardzo dumna. A potem to nie straszne były mi wszystkie zjeżdżalnie w aquaparku. Oczywiście widzieliśmy też piramidy i Sphinxa. No super było.


Może będe sukcesywnie opisywac co się działo + zdjęcia, by nie znudzić nikogo długa notką.




Dzień 1-przyjazd




Za bardzo nie ma co duzo pisać, bo przylecieliśmy w nocy. Zdązyliśmy się okropnie pokłócić i iść spać.
Jak pisałam 9 września trochę bałam się latać-teraz juz mi zupełnie przeszło i jak wracaliśmy to już wcale nie miałam stracha. Ale 9-tego jeszcze miałam obawy. Niestety cały dzień siedziałam sama w domu i mi sie strsznie nudziłoto czekanie. na szczęście wcześnie wybraliśmy się na lotnisko i już razem z Narzeczonym czas zleciał mi milej i szybciej.


Lot trochę przegadaliśmy, trochę przespaliśmy-lecieliśmy ok 3,5 godz więc byliśmy zupełnie w nocy-wg ichniego czasu po 24 czyli już w sobotę. Po wyjściu z lotniska oczywiście owiało nas przyjemne uczucie ciepła.


Z naszego lotu tylko my jechaliśmy do tego hotelu więc myśleliśmy, że może jakiś kiepski, ale koleś co nas wióżł powiedział, że fajny hotel.


Jak w końcu dotarliśmy do pokoju no to wyglądał tak samo jak w katalogu-identycznie.


Potem jak już wspomniałam się pokłóciliśmy, ale o tym nie mam chęci teraz ppisać, bo już wszystko jest ok i chcę wspominać tylko miłe chwile.


Oto nasz pokój





















Ponieważ po przyjeździe nic nie jedliśmy wstaliśy raniutko i udaliśmy się na śniadaninko.


Oto widok z balkonu, zdjęcie zrobiłam po przebudzeniu się w sobotę.


















Od tego dnia naasze śniadania wyglądały mniej więcej podobnie standardowo-jajka omlet lub sadzone, paróweczki zapiekane z serem i pomidorki zapiekane z serem, czasem płatki i jogurt, jakieś owoce lub ciasteczka. Jedzonko było tam,m pycha. A najlepiej, że nie trzeba było go robić ani po nim sprzątać.


Po śniadaniu trochę się rozejrzeliśmy i czekaliśmy na naszą panią rezydent.


Na postkaniu z nią jak doszło do rozmowy o wycieczkach to Narzeczony wymyslił żebyśmy też ponurkowali. Nie za bardzo podobał mi się ten pomysł, ale się uparł więc postanowiłam, że się zdobędę na odwagę i postaram się przezwyciężyć swój lęk przed woda i się zapisaliśmy oprócz na wyjazd do Kairu, na piramidy to jeszcze to nurkowanie. Ale o nurkowaniu w innym poście, bo na ten temat chciałabym napisać więcej.


Po spotkaniu z rezydentem standardowe leniuchowanie: drinki, baseny, zjezdzalnie, przekąski, driniki, baseny, zjezdzalnie, drinki. Pozwiedzaliśmy trochę hotelu, ale jak sie potem okazało do zobaczenia jeszcze była bardzo duża jego część, że prawie do ostatniego dnia cos nowego odkrywaliśmy.


Nasz hotel




Hotel był naprawdę piękny, wielki i wspaniały. I czekało na nas tam wiele atrakcji. Codziennie wieczorem muzyka na żywo, albo granie na gitarze, albo śpiewanie i inne atrakcje artystyczne. Tak więc i potańczyliśmy sobie też. Na pewno więc o tym jeszcze napiszę. A ostatnio naliczyliśmy, że w hotelu było ok. 15 basenów.


Narazie kończę. Następnym razem chyba o nurkowaniu.


A jak tam w Polsce Wam się żyło?


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz