wtorek, 27 września 2011

Kair i piramidy





Zostawię na chwilę temat sukien ślubnych, choć właśnie on dręczy mnie od soboty cały czas. Suknia, która trzeba by było zamówić do końca września raczej została wyeliminowana, a na jaką się zdecyduję to jeszcze nie wiem. I kiedy???Pewnie o wyborze napiszę.



Wracam do wakacji i wyjazdu. Z ciekwaszych rzeczy wykupiliśmy też wycieczkę do Kairu by zobaczyc piramidy. Było to postanowione jeszcze w Polsce, bo co to za podróż do Egiptu jakby się piramid nie widziało. Wyjechaliśmy z hotelu o 1 w nocy. Do Kairu jechaliśmy ponad 6 godzin, chyba nawet z 7. Ale, że jechaliśmy w nocy to spaliśmy i podróż jakoś specjalnie się nie dłużyła. sam kair-masakra. Brud, smród i ubóstwo. Specjalnie robiłam zdjęcia, bo opowieścią nie potrafiłabym oddać tego co widziałam. Samochody z potłuczonymi światłami, trupy i wraki. Osiedla mieszkalne wyglądają jak plac budowy. Tam ludzie mieszkają w niedokończonych budynkach, z których z "dachów" (bo nie mają tradycyjnych dachó) wystają druty, zbrojenia do budowy następnego piętra. A niżej mieszkaja ludzie. I to tak, że np w jednym bloku może być zajęte jedno, dwa mieszkania, w następnym tak samo. Dookoła budynków gruz, kamienie-wygląda to po prostu jak plac budowy. w mieście pełno, pełno śmieci. Śmieci zmiatane są tam na jedna kupę, którą potem wiatr rozwiewa. Ale chyba najbardziej uderzył mnie widok tych mieszkań. Slamsy. A samochody jezdżą jak chcą-nie ma tam pasów ruchu tylko sobie jedziesz i trąbisz. Większy trąbi na mniejszego i wymusza przepuszczenie.










































Dobra, wystarczy tych zdjęć brzydoty. No ogólnie Kair-obraz nędzy i rozpaczy.

















Najpierw zwiedziliśmy najstarszy w Afryce meczet. Kobitki musiały założyć zielone płaszcze z kapturem w czasie zwiedzania. No i oczywiście wszyscy byli bez butów. Potem pojechaliśmy do cerkwi, gdzie jest grota, gdzie był Jezus po przybyciu do Egiptu. Tam nie można było robić zdjęć. Poetm była wyprawa do Muzeum Kairskiego. Tam tez zakaz fotografowania. Ogólnie na pewno fajnie w tym muzeum, ale ja nie bardzo mogłam się na tym zwiedzaniu skupić, bo odnowiła mi się "Zemsta Faraona" (o tym w innym odcinku może ewentualnie) i szukałam w tym muzeum tylko miejsca gdzie można by usiąść. Na dodatek w m uzeum nie było klimy i wszyscy szukali przeciągów. Tak więc moje złe samopoczucie i duchota unieprzyjemniły mi to zwiedzanie. "Zemsta..." w czasie wycieczki to masakra, patrzyłam tylko gdzie tu jest wc. Potem byliśmy w wytwórni papirusów. Tam zakupiliśmy sobie z J po oryginalnym papirusie, bo jak się okazało te kupione przez J wcześniej niewiele miały z papirusem wspólnego. A potem w końcu do piramid. Super widok jak jeszcze jedziemy w mieście, a juz na horyzoncie widac piramidy. Coś jak jedzie się pociągiem w nocy w góry-zasypiasz jest równo, a budzisz się i za oknem niesamowity widok gór.



















No i dojechaliśmy w końcu do głównej atrakcji wycieczki. Powem, że niesamowity widok. Pamiętam jak kiedyś widząc w TV piramidy pomyślałam, że chciałabym kiedyś zobaczyć je z bliska i stanąć koło Sphinxa. No i się to spełniło. Co tu opowiadać-to trzeba zobaczyć na własne oczy.





I Sphinx, gdzie generalnie nie mieliśmy juz sil nawet żeby robić zdjęcia. Byliśmy juz strasznie głodni, bo obiad dopiero był po piramidach. Upał tez męczy. No i ja jeszcze z tą "Zemstą..." Pod piramidami na kazdym kroku sprzedawcy nas nagabywali-wszystko miało "dobra cena" i było tylko "one dolar". Niekiedy J musiał mnie wyciągać i bronic bo jakis Arab zastąpił mi drogę. Parę rzeczy tam tez kupiliśmy-targując się oczywiśie ostro. Najbardziej byłam zadowolona z pluszowego wielbłąda, który rusza głową i śpiewa-dla mojej chrześnicy;) (mamie tez się on bardzo podobał, po przyjeździe bawiła się nim do wyczerpania baterii). Potem nareszcie był obiad i pojechaliśmy jeszcze do fabryki olejków zapachowych. Ja nic tam nie kupiłam, bo mam swoje ulubione perfumy, ale J nabył dwie uncje olejku, którym się teraz "smrodzi". Nie pamiętam jakie perfumy sie z niego robi, ale pachnie łądnie, tylko, ze bardzo intensywnie, bo to nie perfum tylko olejek, czyli większa konststencja zapachu.



Potem był długi, długi poowrót do hotelu. Znów 6 godzin w autobusie, ale po gorącym dniu i łażeniu znów większą część drogi przespaliśmy.


P. S. Zauważyłam, że na blogach, które mnie obserwuja nie aktualizuje się, że umieszczam posty-czy ktoś wie dlaczego i o co chodzi?

1 komentarz:

  1. Naprawdę cudowne widoki. Tylko pozazdrościć. I te słońce :)

    OdpowiedzUsuń